Ojciec od szyfrów (odc. 23)
Tadeusz trafił do celi w podziemnym
areszcie, znajdującym się za którymś tam
zakratowanym odcinkiem korytarza, gdzie
znów przeszedł kolejną rewizję. Było ich
tym razem trzech Polaków, a każdy
przynajmniej miał teraz swoje miejsce na
pryczy. Jemu przypadło to znajdujące się na
najwyższym poziomie piętrowego legowiska,
gdzie nocą pluskwy spadały na niego w
największej ilości z brudnego sufitu. Tym
dwóm śpiącym pod nim mogły za to
przeszkadzać szczury, hasające bezkarnie
przez otwory wentylacyjne i szparę pod
drzwiami. Mimo to spali wszyscy w miarę
spokojnie tej nocy, on ufając Bogu, że
uratuje go choćby za to, że nie chciał
zdradzić nie swojego przecież ojca.
Następnego dnia ani przez następnych sześć
nie odbyła się jednak żadna jego nowa
rozmowa z sowieckimi oficerami ani nie był
wzywany na żadne przesłuchanie. Coś musiało
tamtym przeszkodzić, albo zmienili
zdanie.
Mimo przebywania w zimnej, piwnicznej celi
aresztu wojskowego w Kijowie było mu tu
jednak lepiej, niż we lwowskim więzieniu.
Nawet aresztanckie jedzenie było w miarę do
zniesienia, nie mówiąc o zupełnie innym,
nowym towarzystwie dwóch polskich oficerów,
dzielących z nim podobny los. Żaden z nich
nie miał pojęcia, jaki dramat miał się
rozegrać na tych terenach w najbliższych
tygodniach i miesiącach. Tylko tamtejsza
ziemia poznała tragedię polskich jeńców
Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, na
skroś aż do szpiku kości.
Jeden z oficerów w jego celi, dobrze ponad
czterdziestoletni major Wojska Polskiego,
po wysłuchaniu jego relacji z pierwszego
przesłuchania, powiedział do Tadeusza przed
pójściem na nocny spoczynek:
-Uważaj pan, co mówisz na tych
przesłuchaniach. Lepiej nic nie powiedzieć,
niż coś głupiego. Nie bądź głupi! Młody
jesteś, panie poruczniku, ale nie bądź
głupi. Oceniam, że szanse przeżycia
polskiego oficera tutaj, pod sowiecką
władzą, są nie większe niż 10%. Jeśli
będziesz hardy, uniesiesz się honorem –
stracisz nawet i te 10%. Tu trzeba często
się uniżyć, dać im poznać, że są lepsi od
ciebie, jako żołnierze i jako naród. Oni są
ciągle w kompleksach. Jak im dasz szansę
pomyśleć, że są lepsi od ciebie, to możesz
sobie coś u nich zarobić.
-Major sowiecki za dużo powiedział, to był
jego błąd, za który pewnie odpokutuje. Nie
wolno mu było mówić, że dowództwo mogło się
pomylić.
-Ja tu już długo nie będę, dziś nad ranem
może to być mój ostatni dzień na ziemi.
Wszystko już ode mnie wyciągnęli, co im
było potrzebne, teraz mają dla mnie albo
kazamaty, albo kulę w łeb.
-Uważaj, co podpisujesz. Oni tylko czyhają
na twoją zgodę i przymuszają, byś podpisał
protokół przesłuchania czy werbunek agenta.
Jak nie podpiszesz, to będziesz biedny,
będziesz stracony, bo cię wykończą. Jak
podpiszesz, to też będziesz biedny i
przegrany, a może jeszcze gorzej. Sowiecki
system nie ma litości dla więźnia czy
jeńca, a nawet dla tych, którym się wydaje,
że nie są jeszcze więźniami. A ten kraj to
nic innego, jak jedno wielkie więzienie.
Chodzi tylko i wyłącznie o zgnojenie
każdego, komu tu przyszło żyć. Ci
nieliczni, którzy na tym korzystają, też
kiedyś będą zgnojeni.
Niektóre z tych słów okazały się prorocze,
a major już do nich nie wrócił. Zamiast
tego przyszedł nowy oficer, tym razem
kapitan z wyglądu mniej więcej
trzydziesto-kilkuletni. Na twarzy były
widoczne ślady po niedawnym pastwieniu się
nad nim podczas „nocnych rozmów”.
Tadeusza tymczasem zabrali na drugie
przesłuchanie, po tygodniu przerwy. Nie
zapamiętał daty, ale było to po 20-tym
marca 1940 roku, chyba w Wielką Sobotę
przed Wielkanocą. Ten dzień zawsze mu się
odtąd kojarzył z ostatnimi słowami, jakie
usłyszał wcześniej od majora
Woźnickiego.
Odbyło się to wszystko w tej samej sali, co
poprzednio. Pod tymi samymi portretami, już
bez eskorty żołnierzy NKWD, ale także z
„trójką” oficerską. Wśród nich major był,
owszem, ale już inny niż poprzednio. Teraz
był nim ten sam Andriej Romanowicz Pawłow,
który poprzednio był jeszcze kapitanem. W
ciągu tych kilku dni przerwy awansowali go,
natomiast poprzedniego majora już nie było!
Tadeusz przypomniał sobie przewidywanie
majora Woźnickiego, że ten, który za dużo
mówi, robi błąd.
Major Pawłow od razu przeszedł do rzeczy,
zwłaszcza, że znał dobrze język polski
(poprzednio był przecież tłumaczem). Nikogo
innego nie dopuścił do głosu, sam tylko
prowadził rozmowę z więźniem. Zaczął tak:
-Teraz ja prowadzę to śledztwo i wszystko
będzie zależało ode mnie. Dostałeś,
poruczniku Ciężki, dodatkowe dni na
zastanowienie się, razem cały tydzień. Mam
jedno pytanie i czekam na jedną odpowiedź:
tak lub nie. Pytanie jest takie – czy
chcesz z nami współpracować?
-Tak – odpowiedział po krótkiej chwili
Ciężki, zaciągając się papierosem.
-Charaszo. Twój ojciec był w Bukareszcie,
tak nam doniósł nasz człowiek z Rumunii.
Może tam jeszcze jest, ale nie wiemy o tym
na pewno, przynajmniej na razie. Miał
dostać nowy paszport i pozwolenie na
wyjazd, ale nie wiemy, czy dostał i czy już
wyjechał. Jeśli go tam już nie ma, bo
wyjechał, to nie będziesz nam potrzebny i
wrócisz pod opiekę naszych towarzyszy z
NKWD. Jeśli tam jest jeszcze twój ojciec, w
Rumunii lub gdzie indziej, gdzie mamy
możliwości do niego dotrzeć, to chcemy od
ciebie czegoś, co nam pozwoli go tu
sprowadzić, a ciebie może uchronić od
stryczka. Pamiętaj o tym i nie zadawaj nam
głupich pytań o tym waszym Judaszu.
Ciężki ugryzł się w język i nie odpalił, że
Judasz wcale nie był „nasz”. Przypomniał
sobie rady polskiego majora sprzed kilku
godzin, które jak mu się wydawało - w stu
procentach pokrywały się z tym, co teraz
słyszał w tej sali. Pokiwał głową i słuchał
dalej. Nowo mianowany major nie mógł
usłyszeć niczego, co by podważało potrzebne
mu poczucie dumy i tego, że jest lepszy od
niego i być może najlepszy wśród wszystkich
innych towarzyszy. Jego poprzednik ośmielił
się wspomnieć coś o „błędzie dowództwa” i
już go tu nie było, przynajmniej w tym
śledztwie, ale może w ogóle. Później
dowiedział się, że niedługo rozpoczęła się
wielka czystka w służbach wywiadowczych w
wojsku sowieckim. Całe kierownictwo zostało
wymienione, ludzie rozstrzelani.
A teraz, tutaj, dowiedział się, że już nic
się nie stanie bez zgody Pawłowa, bo
właśnie on zastąpił swojego poprzednika.
Taka była „zwykła kolej rzeczy” w tym
przerażającym kraju.
Major Pawłow wyjął i przysunął mu jakiś
papier:
-Podpisz więc to – wskazał mu miejsce na
złożenie podpisu.
Ciężki tym razem nie wiedział, co zrobić.
Znów zaciągnął się papierosem, wahał się,
nie patrzył się na majora. Ten widząc to
wahanie wydał za chwilę polecenie i obaj
pozostali oficerowie wyszli. Tylko
żołnierze z eskorty wojskowej stanęli przy
drzwiach, w dużej odległości od stołu, z
bronią gotową do strzału. Major przemówił
najciszej jak mógł, ale tak, by Ciężki go
słyszał. W każdym zdaniu było
nieparlamentarne słowo, najczęściej
„k…wa”.
-Słuchajcie, k…wa, poruczniku Ciężki. Żarty
się skończyły. Decyzje zostały podjęte.
Wielu twoich współtowarzyszy z waszej armii
nie przeżyje tej wiosny. Tu, k…wa, nie ma
się co wahać, bo jak nie podpiszesz tego
papieru, to zawiśniesz. To jest podpis pod
zobowiązaniem, że będziesz współpracował z
wywiadem Armii Czerwonej, w której rękach w
tej chwili jesteś, i to jest dla ciebie
wielka i jedyna szansa przeżycia. Jeśli nie
podpiszesz, to wrócisz, k…wa, w lepsze
ręce naszych towarzyszy z NKWD i pewnie nie
doczekasz lata, tak jak tamci.
Ciężki wciąż miał w głowie ostatnie słowa
majora Woźnickiego, dlatego wciąż się
wahał. Pawłow czekał spokojnie, jakby miał
dużo czasu. Wyjął papierosy i poczęstował
Tadeusza.
-Mój ojciec nazywał się Pawłowski, Roman
Pawłowski. Żeby uratować w nowej Rosji
swoją skórę, zmienił nazwisko na Pawłow.
Ale gdy go wysłali do Warszawy, to znów był
tam Pawłowskim, kapitanem Pawłowskim. Matka
i my wszyscy, jego synowie, byliśmy tutaj
zakładnikami, że on tam będzie pożyteczny
dla nowej Rosji. Syberia to duży kraj, jest
tam dużo miejsca dla rodzin agentów
sowieckiego wywiadu, więc ojciec robił
wszystko, co mu kazali. Ale nauczył mnie
też polskiego, dlatego możemy tutaj, k…wa,
teraz rozmawiać.
-Możemy także rozmawiać dlatego, że oficer
prowadzący śledztwo ma prawo indywidualnie,
bez świadków, rozmawiać z więźniem, ale nie
za długo, bo może to być podejrzane.
Dlatego masz jeszcze kilka minut. Jeśli
tego nie podpiszesz, to wtedy to ku….wskie
śledztwo się skończy, a ty skończysz tam,
skąd cię tu przywieźli, a może jeszcze
bliżej i wcześniej.
-Pewnie myślisz, że ruscy agenci wywiadu są
głupi? Nie myśl tak. Czerpakow, tamten,
który był poprzednio twoim prowadzącym,
współ-odpowiadał za agenturę w Warszawie od
czasu, gdy została tam skasowana w 1938
roku. Gdy zobaczył raporty o twoim rzekomym
ojcu, to chciał go mieć, tego Ciężkiego,
wtedy już majora. Ale dowództwo tego nie
chciało, co wywołało … - Pawłow przerwał i
machnął ręką.
Porucznik miał wrażenie, że tamten
uświadomił sobie, że za dużo mówił i że się
zreflektował. Major rozparł się teraz
wygodniej na swoim krześle, zapalił
papierosa i wypuścił nad głowę kilka kółek
dymu. Za chwilę znów kontynuował:
-Gdy przyszły raporty ze Lwowa, że mają tam
Ciężkiego, czyli ciebie, to bardzo chciał
cię tutaj mieć. W końcu Ciężki to w Polsce
dość rzadko spotykane nazwisko. A ten
Ciężki to w waszym wojsku główny fachowiec
od szyfrów, a najbardziej od niemieckiej
Enigmy. Armia Czerwona potrzebowała dostępu
do szyfrów polskich, angielskich i
francuskich i je miała! Potrzebuje także
dostępu do szyfrów japońskich i
amerykańskich i też je ma. Potrzebuje też
dostępu i złamania szyfrów niemieckich, ale
ich nie ma, i to jest ten problem do
rozwiązania! Niektórzy mówią, że szyfry
niemieckie są nie do złamania, ale wasi
ludzie pod majorem Ciężkim je złamali! (*)
-Gdy przyszły te raporty ze Lwowa, to
zgadzało się w nich tylko nazwisko. Nie
pasował stopień wojskowy, a wiek więźnia
był kompletnie za niski. Czerpakow
wymyślił, że tamten więzień we Lwowie to
może być syn tamtego z Bukaresztu. Wojskowy
może mieć syna, też wojskowego, a oficer
może mieć ojca oficera. Dlatego tu jesteś i
teraz nieważne, czy jesteś jego synem, czy
nie jesteś. Moim zdaniem zapewne nie
jesteś, ale to naprawdę nieważne. Nikt tego
na razie tutaj nie wie, bo wszelkie
dokumenty są w Warszawie, czyli w rękach
Rzeszy Niemieckiej. Ważny jest teraz tylko
twój podpis.
Tadeusz Ciężki cały czas się wahał i nic
nie mówił. Znów przypomniał sobie słowa
polskiego majora wypowiedziane w celi: „Jak
nie podpiszesz, to będziesz biedny i
stracony, bo cię wykończą. Jak podpiszesz,
to też będziesz przegrany, a może jeszcze
gorzej. Sowiecki system nie ma litości dla
więźnia czy jeńca”.
Pawłow podniósł się z krzesła.
-Masz dziesięć minut, żeby tutaj złożyć
podpis – pokazał mu miejsce na papierze,
kwicie werbującym agenta wywiadu Armii
Czerwonej, i wyszedł z sali.
Porucznik Tadeusz Ciężki został z tym sam,
a przy drzwiach stali trzej żołnierze z
bronią gotową do strzału.
Gdy Pawłow wrócił za dziesięć minut, podpis
pod dokumentem zdążył już wyschnąć. Był
teraz oficerem prowadzącym agenta wywiadu
armii sowieckiej, porucznika Wojska
Polskiego i konspiratora spod znaku ZWZ.
Odetchnął z ulgą, myśląc: „Jest szansa, że
będę żył i być może nawet on będzie żył,
choć taki młody i głupi”.
Podczas następnego spotkania z Pawłowem w
połowie kwietnia, tym razem w kantynie
oficerskiej na czwartym piętrze, okazało
się, że wywiad radziecki ustalił, że major
Maksymilian Ciężki jest już we Francji,
czyli poza zasięgiem możliwości
sprowadzenia go do „szczęśliwego kraju
wielkiej rewolucji” i „kraju wielkiej
szczęśliwości ludu pracującego miast i
wsi”.
Dlatego pierwsza misja nowego agenta
Tadeusza Ciężkiego, teraz już Tadeusza
Szygulskiego, nie była związana z jego
rzekomym ojcem, lecz miała inne cele.
Został skierowany do Mińska, a stamtąd do
Nowogródka, w celu uzyskania kontaktów ze
strukturami Związku Walki Zbrojnej we
wschodniej Białorusi.
Tadeusz zastanawiał się później
wielokrotnie, czy ktoś za pomocą takiej
przedziwnej, niesamowitej intrygi
rzeczywiście uratował mu życie, robiąc z
niego agenta i jeśli tak – to kto to był.
„Jak podpiszesz, to też będziesz przegrany,
a może jeszcze gorzej” –Tadeusz Ciężki vel
Szygulski powtarzał wielokrotnie słowa
majora Woźnickiego. „System sowiecki nie
zna litości”.
Śmiertelna rozgrywka rozpoczęła się dla
niego od nowa, przy akompaniamencie
okrutnych, zbrodniczych strzałów w nie tak
bardzo odległym lesie katyńskim.
(*) Brytyjczycy uznali, że szyfry Enigmy są
niemożliwe do złamania i na długich 10
przedwojennych lat zaprzestali wręcz
nasłuchu niemieckich depesz radiowych. (…)
Dla Maksymiliana Ciężkiego i jego kolegów
było oczywiste, że pojawienie się maszyny
szyfrującej odsyła do lamusa większość
metod ataku na szyfry, które zostały
wypracowane w ciągu poprzednich lat”.
Barbara Ciężka i Marek Grajek „Maksymilian
Ciężki 1898-1951”, str. 18 Wyd. Fundacja
Kultury Zamek Gorków, Szamotuły 2008.
Komentarze (15)
Amor
Dziękuję za wizytę, czytanie i komentarz. Zapraszam
ponownie i pozdrawiam dobranocnie :)
Kolejna część, która mnie bardzo mocno wciągnęła
Tańcząca z Wiatrem
Dziękuję i dobranoc :)
Szkoda, że takie długie to powiadanie, nie mam dość
czasu,
może innym razem,
bo wygląda na ciekawe.
Dobrej nocy życzę.
Wandaw
Jeszcze raz dziękuję :)
Beata
Waldi
Tak, to jest historia, trochę przeze mnie
"podrasowana", żeby może trochę łatwiej się czytało.
Mam nadzieję, że następne odcinki też Was zainteresują
- zapraszam.
Dziękuję za odwiedziny, komentarze i serdecznie
pozdrawiam.
Przeczytałam również z ogromnym zainteresowaniem.
Długie te opowiadania i nie zawsze mam czas ale warto
było jak zwykle przeczytać.
Pozdrawiam:)
Szkoda że moja babcia i mój tata juz nie żyją bo
zapewne dowiedziałabym się znacznie wiecej Szczególnie
od mojej babci bo M Rejwski był jej bratem
To smutne kiedy historia milczy i nie ukazuje tak
wspaniałych postaci jak Ta o której piszesz
Z ogromną przyjemnością i zaciekawieniem zapoznałam
się z Twoim opowiadaniem
Bardzo lubię historię
Chociaż nie jestem wstanie spamietac wszystkich dat to
zawsze śledzę biech i wydarzenia historyczne oraz
zmiany jakie zachodzą na przesłomie lat stuleci itd
oraz skutki
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam i czekam na następne
opowiadnie :)
to jest historia .. prawdziwa historia .. kiedyś o
niej niewolno było mówić.. a co dopiero tak pisać .. z
ukłonem Waldi
Madame Motylek
Pięknie się kłaniam i dziękuję, że czytasz i
zostawiasz swoje miłe słowa.
Pozdrawiam.
Czytam z zaciekawieniem.
Pozdrawiam
Wandaw
Sukces polskich kryptologów przy złamaniu szyfru
Enigma - wymienia się trzech - Marian Rejewski, Henryk
Zygalski i Jerzy Różycki - jest bezsporny i w Polsce
dobrze opisany i udokumentowany. Nawet w Warszawie,
blisko mnie, jest szkoła nosząca imię tych trzech
matematyków. Natomiast postać majora (pod koniec życia
ppłk.) Maksymiliana Ciężkiego, którą ośmieliłem się w
swoim opowiadaniu umieścić, jest mało znana, wręcz
zapomniana. Mało kto wie, że to on, wspólnie z innymi
pracownikami i oficerami Biura Szyfrów w Warszawie (A.
Palluth, G.Langer) rozpoczęli to dzieło rozszyfrowania
Enigmy. Ciężki znał się na kryptologii doskonale, a
wzięcie do współpracy studentów matematyki i naukowców
z Uniwersytetu Poznańskiego było jego pomysłem. Sukces
może mieć wielu "ojców", ale w tym przypadku o
Maksymilianie Ciężkim trochę w Polsce zapomniano.
Anna
Wandaw
Rzeczywiście, ośmieliłem się wejść na tak poważne
tematy, jak dramat moralny żołnierza w czasie tamtej
wojny. Sprawa się jeszcze będzie toczyć dalej, więc
zapraszam w przyszłości do czytania. Dziękuję za
odwiedziny, komentarze i serdecznie pozdrawiam.
Jednym z trzech ktorzy złamali szyfr Enigmy był wujek
mojego taty Marian Rejewski To On z dwójką studentów
pracował przez kilka lat nad szyfrem i wkońcu się
udało To było ogromne osiagnięcie które w dużej mierze
przesądziło o losach Drugiej Wojny Swiatowej
Co do powiadania świetnie ukazany dramat człowieka
który musi wybierać
Pozdrawiam serdecznie
Dramat żołnierza, jeńca który na tylko jeden wybór:
buć szpicle, albo śmierć