On mnie nie zostawił
Patrzyłam przez długi czas
Prosto w jego głębokie brązowe oczy
Gdzie mądrość i miłość były na porządku
dziennym
Tchawica samoczynnie się zacisnęła
Moje niebo pokryły krople łez
Zapewnił mnie swoim głosem
Że spotkam go ponownie w swoim wymiarze
Panika osuwała ziemię spod stóp
Nie chcę przecież innego skarbu
Nawet z tej samej wyspy
Trzymając się całym ciałem liczyłam dni
Te dni niczym uderzenia dzwonu o marmurowe
ściany
Czuję te stukania przez własną aortę
Nie puścił i nie opuścił mnie
Stanowczo trzymał nad przepaścią
Gdzie wrzały fale rzeki bezimiennej
Nie odwrócił się jak inni
Kiedy ze wstrząsem zerwałam się ze snu
Złapałam dłońmi brzegu łóżka
Spojrzałam w bok i wypuściłam oddech
Nadal jest przy mnie fizycznie i
metafizycznie
Spokojnie drzemie
Zrobię śniadanie
Słońca cień widać za kurtyną firanek
Klaudia Gasztold
Komentarze (5)
Ciekawie z Miłością :)
Za Wandą, czyta się.
Czy nie lepiej brzmi
"Złapałam dłońmi brzeg łóżka" od "brzegu"? Miłego
dnia:)
Thawica - pomysłowo, ale niestety piszemy tchawica.
Wiersz - czyta się.
ładny wiersz, na początku lekko niepokojący, budujący
napięcie, stresujący aż finał wreszcie szczęśliwy tak
z rana nieprzyzwoity
Niespokojne sny mogą przestraszyć, wzbudzić lęk.
Ładnie to przedstawiłaś.
Pozdrawiam serdecznie :)
tchawica (a nie thawica)