Ostatni malarz ziemi
W otchłani, głęboko pod niebem, gdzie nie
zakwitnie już drzewo wiecznej młodości,
ziemia dusi się zbyt szybko wsiąkającą
krwią. Pozdrowienia z piętnastej wojny
narodów.
Tam, gdzie Bóg posłał Anioły na naukę
dobroci,
bo miał wiary sto dzbanów i nadziei ogrody.
Że stworzenie nie zdradzi jedynego ojca.
Że oto stworzył doskonałą rasę czystych
serc,
co nie pragną więcej, niż potrzeba, by
wieczność na dłoni nieść.
Człowiek wydłubał sobie oczy, mózgiem
podzielił się z sępami,
zalał uszy ołowiem. By Panem być
wszystkiego. Nie słuchać płaczu ojca i
nudnych przykazań.
Nakazał ziemi milczeć, a drzewom przemijać
wraz z postępem własnych poczynań,
skłócił zwierzęta z sobą, zabrudził wody
obmywając ręce z krwi niewolników.
W malarskiej czapie z kart dekalogu,
wziął pędzel w dłonie. Malował,
malował...malował.
Na wielkim tronie zdobionym złotymi
zębami,
siedzi ostatni malarz ziemi. Krztusi się
ciężkimi łzami.
Czy to Samotność go zabija, czy sumienie,
co oszukało duszę,
kryjąc się, jakby go nie było. A teraz
jest. I smaga i pluje.
Wojen nie zliczysz, zabrały dostatki
ziemi,
zabrały synów i córy. Powoli i boleśnie.
Krew w wiadrach zakrzepła. Malarz nic już
nie namaluje.
Chciałby umrzeć, lecz nie ma kto zabić.
Wszyscy umarli przed jego obliczem.
Kończy się świat, choć ziemia wciąż dyszy i
sapie.
Bóg nic już nie stworzy. Widzieli go, jak
uciekał do piekła z plecakiem pełnym
kanapek.
Komentarze (2)
bardzo pięknie napisany wiersz Dobry i tak wiele w
nim uczucia dla Człowieka Zachwycił mnie bo ma pazur
Niech wiedzą Na tak!Pozdrawiam serdecznie
Ostry tekst i dlatego tak bardzo mi się podoba, po
prostu świetne :)