Z pamiętnika twojej call girl
Przyznaję bezczelnie,
może to trochę zabawne,
ale widziałabym cię
stojącego w strudze
wieczornego światła
opierającego się o parapet.
Badawczym, lecz pożądliwym
wzrokiem wyglądasz przez okno.
Twojego spojrzenia dla mnie
tak mało, tak mało…
Pytam siebie czy to jakaś kara Boska,
że jestem zazdrosna o
szybę, – co wzrokiem pieścisz,
o parapet, – co dłońmi dotykasz.
Podchodzę do ciebie obcasów stukotem,
w lustrze szklanym odbija się do mnie
twój uśmiech szelmowski.
Przelotnie jak motyl,
ręką twoje ramie muskam.
I w krótkiej spódnicy
na parapet się wsuwam.
Od niechcenia pytam, co za oknem
widzisz,
opowiadasz jak najpiękniejszą
bajkę o tym, co za moimi plecami.
I widzę twoimi oczami
paryskie latarnie, zdobione kamieniczki,
fontanny i migoczącą w dali
wizytówkę Paryża.
Uwagę całą na mnie skupiasz,
dotykasz włosy niesforne,
dłonią po udzie przesuwasz.
W twoich oczach ogień,
mego ciała drżenie.
Ustami moich ust dotykasz.
Dłońmi po twoim nagim torsie
błądzę, jak twój język
po mojej szyi.
Bawię się klamrą twojego paska
od spodni.
Pośpiesznie zdejmujesz mnie z parapetu,
zanosisz na łóżko…
...
....
.....
Po wszystkim
przyznaję bezczelnie,
widziałbym cię w światłocieniu na skraju
łóżka
siedzącego w samych spodniach,
jak palisz papierosa,
a na twym ciele migają kropelki potu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.