Panie Robercie Frost...
To nie najgorsza dola:
Rozhuśtywacz brzóz...
Wiem,
Panie Robercie Frost.
Przecież...
Czasem brzozy kołyszę.
Wiatr czasem w dłonie schwytam.
By śpiewać,
Czasem nad łąkę się wzniosę.
Oddycham. Czasem.
Jednak...
Niełatwe to,
Panie Robercie Frost,
Brzozy do nieba rozhuśtać,
Jak w celi, wiatr uwięzić w dłoniach,
Nie milknąc, boso szybować nad łąką.
Oddychać, niełatwe to.
Ale...
Najpierw na łące brzozę wypatrzę.
Potem okno otworzę, wiatr firankę
poruszy.
Za wiatrem na łąkę boso podążę,
By lekkie pod brzozą stopy ułożyć.
Odetchnę głęboko.
I wtedy zobaczę,
Jak wiotkie gałązki plączą się
w chmurach.
A żeby dotknąć nareszcie
nieba,
O pomoc mnie proszą...
Wiatr więc w dłoniach zaklinam,
Uwalniam,
Stopy nad łąkę unoszę.
Oddycham.
A potem
ręce ku chmurom wyciągam,
By śpiewnie wiotkie brzozy gałązki,
Gdy wiatr je zaklęty potrąca,
Do nieba samego
rozhuśtać.
Przez jedną chwilę,
Przez wiatru muśnięcie
Słów czarodziejem,
Rozhuśtywaczem brzóz jestem...
Komentarze (8)
Ciekawy wiersz
hmmm... ciekawie, zatrzymałam się
Dołączę do innych
Pozdrawiam :)
Witaj na Beju Dotyk!
Z przyjemnością przeczytałam ...
promiennego dnia :)
ciekawy obraz z rozhuśtaną brzozą
Podoba mi się to rozhuśtanie
Serdeczności:)
Podoba się :o)
Piękny wiersz i magiczna atmosfera. Bardzo mi się
podoba. Serdeczności.