Papierosy
Nie zważając na nic, śmiało idzie do
przodu,
Poorana, bliznami gładzona, wyrazu pełna
twarz.
Rzeźbione zmęczeniem przez wiele lat
bruzdy,
Niczym rynny zbierają każdą krople z jego
czoła.
Wciąż bystre, znaczące lecz nieco tępe
spojrzenie,
W myślach wspomnienia, rodzina,
korzenie.
Głuchy szelest opadających na włosy cząstek
chmur,
Napotkał opór ogromny, potężny wręcz jak
mur.
Przystanął na prawej nodze, woda spłynęła
jak w umywalce,
Zaszurał dłonią w kieszeni, chłod nagle
przeszył palce.
Chwycił pewnie, mocno bez ogródek,
odciągnął i czekał,
Wtem nagle iskra zabłysła i stało się jasne
wszystko.
Ocnął się z zamyślenia, poderwał wzrok do
góry, opuścił,
Zatrzymał się przerażony bo najgorszy
koszmar się ziścił.
Zamokły...
;)
Komentarze (2)
na pewno zrozumie ten co pali, bardzo ciekawie piszesz
o tym co codzienne
czytałam, czytałam, czytałam... cierpliwie czekając
końca, ale się nie zawiodłam :-)