Park
Brnę przez nieodśnieżoną ścieżkę parku,
śnieg, jak zwykle nieproszony, wprasza
się w buty (nieodpowiednie na tę porę).
Pod śmietnikiem nastroszone kawki i
wrony
walczą wściekle o jakiś ochłap, krakanie
napełnia powietrze, potem szum
przegranych
skrzydeł i charczący cichszy lament.
Bezdomni stłoczeni wokół ławki
przerywają
namaszczoną przekleństwem rozmowę, rzucają
spojrzeniami, opuszczam wzrok. Ciężko
patrzą-widzą we mnie wroga. Ich zerknięcia
jeszcze długo biegają ciarkami na plecach.
A może to jednak chłód i wyobraźnia.
Znam
na pamięć ich twarze.
Jezioro znów zamarzło.
Mróz jest ponad wszystkim,
dziś nawet objął korony drzew
i berło duszy.
Komentarze (4)
dzięki...dawno mnie tu nie było, wiele wierszy przez
ten czas powstało....można znaleźć mnie na innych
portalach
pozdrawiam!
wiele dostrzegasz przechodzac prez park ,jestes dobrym
obserwatorem i potrafisz ubrac to w slowa......wiersz
b. mi sie podoba....witaj mniedzy nami. weny zycze
ciekawy sposób widzenia świata,,, podoba mi się :)
Podoba mi się sposób przedstawienia sytuacji lirycznej
i nastrój utworu. Piękna refleksja na koniec. Plus
Janina61