Z perspektywy gałęzi [PROZA]
Powtórka. Tekst był już tutaj, ale ...
Moje siostry z wyboru cierpliwie znoszą
choroby. Podnoszą ciężary i niosą nadzieję,
że nie geny, nie urodzenie lecz wybór,
określa świadomość. Że rodzina to nie
zdjęcie przy świątecznym stole. A krew to
tylko materia złożona z przypadkowych
splotów.
[… podali jej błękitną chemię
teraz drzemie
zanim lek
wejdzie w krew…]
Siostry z wyboru nadają na tych samych
falach, na których płynę. Choć "płynę” to
słowo na wyrost, na jutro, na przyszłość.
Siostry pomagają wiązać tratwę i śmieją
się, kiedy palce wplątuję w liny -
niezdarnie i wbrew logice.
[... opowiadała o jego "świętej
pamięci…”
i o tym jak życie, wbrew, ją nęci …]
Siostry z wyboru starzeją się ze mną, gdy
czas hartuje ducha, a DNA wystawia
rachunki, szarpie papiery dłużne. Materia
wchodzi w toksyczne mariaże z linią
życia.
[ … tak bała się że przyjdzie wspak
tak śmiała się, bo gdyby…, a tak...!
i śmiała się, ze gościec
dobrze czuje się w kościach…]
Kiedy lina napręża się, siostry z wyboru
luzują, podśpiewując: eeee-tam. Chwytam
nutę i skanduję z nimi siostrzane
pocieszanki. Lina wygina się w uśmiech.
[ … kroplówka kapie rytmicznie
na parapecie słonko w doniczce
na drzewie sroki
walczą o pokój …]
Siostry z wyboru nie mają wyboru - wrastają
we mnie korzeniami i drzewo
niegenealogiczne rośnie. A ja czuję się
taka mała, z perspektywy gałęzi. Spoglądam
w niebo - gwiazdy zrzucają srebro - wprost
w koronę.
A moje siostry z wyboru hodują złote serca
i ciepłe dłonie.
Komentarze (31)
Bardzo.
Zabrakło słów. Przepraszam.