Po górach, dolinach...
/wiersz napisany na potrzeby warsztatowe w grupie literackiej/
Nim noc się wplącze w ciemność i nastanie
ranek,
wybiegnę w przyszłość w myślach, dodam
sobie trudu.
Cóż spotka mnie tu jeszcze, losie,
wydedukuj,
w wędrówce nieodgadłej i zwykłej, tak
szarej.
--
Rozmarzę się w niebiańskiej, przecudnej
arkadii,
pochłonę duszą pejzaż ten malachitowy.
Kotwicę chcę zarzucić, byle cel móc
zdobyć,
zanim tło horyzontu widoku nie zdławi.
--
Gdy z obłoków już zejdę, twardy grunt chcę
poczuć.
Choć życie wciąż ucieka, ja za nim
pogonię.
No bo cóż jest ważniejsze, niźli jego
płomień
i ścieżki niezatarte, radość moich oczu?
--
Raz zmierzam po dolinach, to na wyżyn
szczyty,
w pamięci chcę zatrzymać wszystko to, co
było.
Zawdzięczam swoją radość tym przyjemnym
chwilom
i niechaj życie tętni, nic go nie
wyciszy.
--
Tak, jeszcze mi nieśpieszno, by wędrówkę
kończyć,
choć wciąż mój zegar tyka, nie jest mi na
rękę.
Więc pójdę, pójdę jeszcze i się nie
zniechęcę,
przemierzę ścieżki, stepy, będę patrzeć w
słońce .
Komentarze (18)
Pozazdrościć talentu. Brawo.
Udany 13-zgłoskowiec...:)
Pozdrawiam Eluniu :)
"Gdy z obłoków już zejdę, twardy grunt chcę poczuć.
Choć życie wciąż ucieka, ja za nim pogonię.
No bo cóż jest ważniejsze, niźli jego płomień
i ścieżki niezatarte, radość moich oczu?"
Dokładnie tak!