Po piątku, lecz przed niedzielą
A ja… puszczę się dereszem,
pług tylko odepnę z lemieszem
i pognam, na oklep, redliną…
Ściągaj już majtki dziewczyno!
Mój deresz jest niczym pegaz,
rano - my byli w Las Vegas,
a po południu - nad Niemnem.
Te majtki są niepotrzebne!
Miast się sposobić do chwili,
dziewczę jak słowik kwili.
Głupim jest ten, co czas traci.
Czekaj mnie w progu - bez gaci!
Gdybym się spóźnił z godzinę,
pojąc kopytną gadzinę,
ty najzwyczajniej w świecie
zrozum - kto ma, ten gniecie,
a kto nie ma… niech poprosi
i też sobie pomiętosi.
Więc, gdy dopadnie cię chcica,
jak ta - Olgi, do Kmicica,
swojego za futro chwyć bobra,
niech wyje, się wije, jak kobra,
niech kląska, szczebiocze i ciurka,
bo w drodze - do bobra - dwururka.
Lecz, jeśli na szlaku padnie
deresz, co gnał tak przykładnie,
to mimo meandrów losu,
futerka nie puszczaj włosów!
Tarmoś go z zapamiętaniem,
(bobra nie pytaj o zdanie).
Frasunek, porzuć dziewczyno,
przesiądę się na – perlino!
Jeśli i on nie da rady,
przybędę na - ciemnogniadym,
względnie na - frame overo,
splash white’m, lub inną cholerą.
Ty stojaj w progu cierpliwie,
o końskiej rozmyślaj grzywie,
którą wiatr czesze powiewem…
Na czym przybędę… ja nie wiem.
Może przylecę tu Migiem
(drogę pokonałbym migiem),
ewentualnie, tym… promem.
Przyziemiłbym tuż przed domem,
pochwycił ciebie wraz z bobrem
i uniósł, w te niebo modre,
skąd widać krzywiznę planety
i cienką mgiełkę (niestety),
co chroni Ziemię swym tiulem,
(żyć bez niej nie sposób w ogóle).
I ty nie próbuj dziewczyno
w przestrzeń wychodzić z waginą,
mimo, że bóbr na niej gości.
To próżni bezwzględnej włości.
Tam wiatr słoneczny buszuje,
tam majtek się nie zdejmuje.
Jeśli już - to w troposferze
za zdjęcie majtek się bierze,
każda rozsądna dzierlatka,
w zimnym kosmosie jest w gatkach.
Gdy dziewczę wciąż w progu stało,
bobra… w żeremia pognało.
excudit
lonsdaleit
16:29 Czwartek, 16 maja 2019r - ...
Komentarze (7)
Haha, Lons, dawno Cie tu nie czytałam, a dzisiaj..
Obsmialam się do rozpuku. :))
;)))
Ludziska bajać zaczęli,
że nocą cip-bora widzieli.
Że wabi on chłopców młodych,
że wciąga ich w odmęt wody
i tam się czynów dopuszcza,
aż mdleje od tego tłuszcza,
tracą przytomność opaci,
na wieść o cip-bobrze bez gaci.
Komendant, na posterunku,
ze strachu krzyczał ratunku!
Wszyscy strażacy w remizie,
szepcą, że cip-bóbr też gryzie.
A jedna znana matrona,
stwierdziła (niech ja skonam),
że rzeczonego bóbr-cipa,
widziała ze wsi kobita
i teraz w szpitalu leży,
tu zwraca się do młodzieży,
oraz mężatek młodych:
- Nie podchodź blisko do wody!
Tak, tak! – krzyknęły sąsiadki,
- słuchajcie się młódki matki!
Tylko pewien hydraulik,
nic nie krzyczał, gębę stulił
i pomyślał sobie: – Dobra,
pójdę, z ćwiartką, do cip-bobra.
;)))
Z uśmiechem przeczytałam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dłuuuuugi, dłuuuugaśny, ale "przebrnęłam raz z
uśmiechem (raz z zakłopotaniem (?).
rozbawiłaś.
Pierwsza zwrotka... i już było ha, ha, ha!
Czytałam z uśmiechem szerokim.
Pozdrawiam :)