Pochwała miłości
Przyszła nie wiadomo kiedy.
Z kolorowym wiankiem na złotych włosach,
z rozmarzoną miną nastolatki.
Zaszumiała mi w głowie,
jak tanie wino.
Wyciągnęła do mnie ciepłe ręce -
Śmierć.
Była głośna i bezpieczna.
Lepsza od szarej codzienności.
Przewidywalna i zaskakująca.
Uniosła mnie pięć stóp nad ziemię,
tak żebym widziała wszystko,
nie widząc nic -
Śmierć.
Spotykałam ją co dnia.
Ona jedna mnie rozumiała.
Poiła słodkimi słówkami z trującym jadem
życia.
Wreszcie zabrała do siebie i otoczyła
miłością.
Miłością żywych nad nieznanym grobem.
Moim grobem.
Komentarze (3)
bardzo delikantny.
Podoba mi się. Pozdrowienia!
Pochwały wiersza nie będzie. Czy naprawdę trzeba
wszystko dopowiadać?