Pod kocem nadziei
jeden dzień w pamięci
pretekstem oprószony
w sercu z nieśmiałością
zimny styczniowy
mrozem ściśnięte
objęcia rozpuszczone
ukradkowe spojrzenia
fantazje wyzwolone
erupcja namiętności
jak lawa gorąca
uwolnione dzikie żądze
spalone od słońca
i serce wnet zamarło
patrzyła jak odchodzi
nastała zima sroga
objęciem znowu chłodzi
zamarzły w wieczności
marzenia dziewczyny
na zawsze się zmieniła
skostniały nawet rymy
nie czuje bólu
namiętność nie oplata
zmysłów nie wyczuwa
zamknęła się od świata
zaklęta w nieszczęściu
nadziei przykryta kocem
do miłości przytulona
przeczeka mroźne noce
a gdy lato nastanie
poniosą ją jej koła
niebieskiego roweru
na mokotowskie pola
gdzie ich miłość między drzewami została....
Komentarze (6)
Ślicznie... Serdeczności ;))
Wzruszający, chociaż smutny! Pozdrawiam:)
Może gdy wiosna ciepłem powieje,
znowu odżyją nadzieje!
Pozdrawiam!
Bardzo ciepły ten Twój koc. Smutny , poruszający
wiersz Może razem pośmigamy na rowerkach?:-)
Nie warto czekać pod kocem aż do lata... Może warto
wsiąść na rower już teraz? Zgubić smutek? Wzruszający
wiersz. Pozdrawiam.:)
Bardzo ładny tytuł. Wiersz też, tyle że smutny.
Pozdrawiam serdecznie