Pod synagogą
…tam wiatr otworzył me serce
i kwiat wyrósł na śniegu
on ujął dłoń mą w swe ręce
i świat zatrzymał się w biegu
…tam stęskniony spotkał się wzrok
a usta do ust przywarły
w szczęściu rozproszył się mrok
a wszystkie troski zatarły
…tam marzenie nie było marzeniem
a godzina minutą się stała
sny rozbłysnęły spełnieniem
a wiosna w duszy rozkwitała
…tam wiatr nadzieję zagłuszył
a słowa jego nie były już miodem
mówił to, czego słuchać nie chciały uszy
a oczy jego częstowały chłodem
…tam ust po raz ostatni smakowałam
i łzy wypuściłam strumieniem
całą duszą bezdźwięcznie krzyczałam
by on nie pozostał tylko
wspomnieniem…
Synagogę mijam co dzień, na nowo odżywają wspomnienia... Modlę się, by odeszły wraz z topniejącym śniegiem albo rozproszyły w promieniach słońca.
Komentarze (2)
pięknie...czekam na kolejne wiersze
są takie chwile, wspomnienia- że nic ich nie
zatrze...mają w sobie siłę niepowtarzalną...bardzo
ładny wiersz choć smutny.... pozdrawiam...