Podejrzany Pan- morderca...
Gdy za oknem jej pokoiku
smutny deszcz padal,
to w czarnym plaszczyku
mezczyzna sie skradal.
Niezly byl z niego kawal typa,
co szuka swej ofiary,
i pod jej oknem czyha;
a pózniej robi czary-mary.
Wlatuje przez okno,
wyjmuje zloty nóz.
robi sie jakos mokro.
Typ spoglada, a tu juz:
Z ofiary krew tryska,
ona o litosc blaga,
a ten w smiech z pyska,
ze na nic sie jej to nie nada,
nadal ja rani, ofiara sie nie poddaje,
do konca o swe zycie walczy
a ten jej ciagle ból zadaje;
Koniec jest zawsze marny:
po wykonanej robocie pan
przez okno ofiary ucieka;
Ofiara jeszcze mówi: zal
mi tego CZLOWIEKA,
doigra sie w koncu,
ja umieram pomalu...
Nie dajmy sie...
Walczmy do upadlego...
A kiedys moze
doczekamy sie ZYWOTA WIECZNEGO....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.