Podróż wgłąb umysłu
moje serce na cztery podzielone ...
Przeszywający wrzask zmusza mnie do
złości
Moją wizją połamana szczęka, pogruchotane
kości
Wszystko swe granice wciąż i wciąż
poszerza
Tysiąc problemów w mózg mój uderza
Zrywam ostatnie liście i rozmyślam mnąc je
w dłoni
Jak by to było zamknąć się w neuronach
toni?
Wyciągam z kawałka szarą, czystą śmierć
Stając się nią rozkazuję - wierć!
Jako jeden z tysiąca podróż swą
przeżywam,
I jestem już na miejscu, tu na nowo
odżywam
Tu jest jeden wielki zgiełk lecz dystansu
wciąż nabieram
Widząc wszystko osobno w całość jedną
zbieram
A to znów jest niemożliwe! Widzę dalej
cztery części
Z których każda z sił swoich innej ciągle
męci
Nie pojmuję i wiem że tego nie potrafię
Stworzyłem przecież w swym mózgu całą nową
mafię!
Z lewej wielka pogoń, siłą Jej me serce
Lecz to zła odpowiedź, ja dalej w pogoni
wiercę
I widzę obiekt wzdychań, widzę Ją całą
Teraz nagle nie rozumiem czemu to tylko tak
małą
Część umysłu stanowi, toż to w całym ciele
mrowi!
Ona kieruje wszystkimi moimi emocjami
Tak tego nie chciałem, a to teraz moja
Pani
Lecz co ja mam robić, Ona cały czas
ucieka
Wzrok zachęca, lecz ciało nie czeka
I co ja mam robić, przecież jestem taki
słaby
Uzależniłem się sam od swojej obawy!
Nie mam już sił, zatrzymuję się teraz
Patrzę - a Jej już tam nie ma...
Porwany zostaję przez wir ostatnich
wspomnień
I znowu jestem, ależ tu ustronnie!
Kolejna kobieta - kim ja k**** jestem?
Tworzę sobie kolejny obiekt westchnień?
Lecz Ona jest inna, wcale nie ucieka
Jest tu i nawet toporami nie sieka
Stoję zdziwiony i znowu te uczucia!
Rzucam się, jest moja, nie czuję swądu
zepsucia
A tu g**** widzę, już jest gdzie indziej
Znowu się patrzy i czeka lecz jest w
windzie
Gdy tylko przybiegam drzwi się zamykają
Ona jedzie w dół, to koniec tego raju
Patrzę tylko gdzie się tak zaraz
zatrzymała
No i k**** gdzie jak nie w sercu zatrzymać
się miała?
Odpuszczam sobie, wolę teraźniejszość
Chociaż brutalna, to serca w tym
mniejszość
I już jestem gdzie indziej, słyszę "panowie
czy to już?"
Otwieram usta, a tam tylko kurz
Wołam i krzyczę że o mnie zapomnieli
"Ale ty ledwie wstałeś, jak myśmy zapomnieć
nie mieli?"
Wyciągam rękę po to co moje i zaległe
I znowu to samo! Pod natłokiem myśli
ległem
Przysypany jak gruzem, nie mogę się
ruszyć
Najcięższa myśl mnie tak usilnie kusi
Lecz oddaję swą kolejkę, mówię że nie
mogę
Oni wiedzą że łżę, gdyż kieruję wzrok w
podłogę
Podnoszę się, w końcu wracać już czas
Fizjologicznie pozbywam się wszelakich
faz
I jestem już tam gdzie od początku być
miałem,
Gdzie przeszywający wrzask oznajmia "Igor
znowu ćpałeś!"
... w smutku i żalu utopione ...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.