Poemat ze starej werandy...
Zagraj mi świerszczu z wiatru powiewem,
cykado dodaj miękkie cykanie,
żaby niech staną wśród tataraku,
pragnę usłyszeć miarowe granie.
Przenikające ciszę przycupłą,
gdzieś nad strumieniem, przy polnej myszy.
Siedzę na stopniach starej werandy.
W jej balustradzie jako na kliszy,
przewijam wzrokiem kadry melodii,
która rozpięta na szczeblach płotu,
dotyka ucha i w cichych szeptach
zbiera swe tony. W skoczności lotu,
miesza się z echem z pól malowanych,
rozpromienionych żyta złotami,
ścieląc na kłosach smak wirtuozji,
wita się czule z mgieł woalami.
A one szczelnie ją otulają
i nikną, aby ponieść w te dale,
gdzie o poranku ścielą w bladościach,
przy trelach ptasich swe miękkie szale.
Komentarze (34)
Przytulnie na Twojej werandzie.
Wiersz płynie, jedynie drugi wers trzeciej strofy
zdaje się zaburzać kompozycję - warto zmienić.
Spokojnej nocy :)
Momentami urzekasz slowem, momentami - gubie jednak
wątek. Budzi jednak tęsknotę za letnim wieczoremw w
sielskiej i naturalnej ciszy. Taką jest tylko cisza
nieabsoutna - pelna przyrodzonej harmonii. Bardzo na
tak.Pozdrawiam Sefi:)
...dziękuję Waldi za ciepłe słowo, przed snem;
pozdrawiam i spokojnej nocy życzę:))
przepiękny wiersz ... a te kłosy złotem mieniące to
mają smak chleba ...