Pole białych róż
Przyszedłem opowiedzieć historię
Otóż
było sobie pole białych róż
Rosły sobie jedna przy drugiej,
pomagając sobie nawzajem
wspinać się, upiększać swe płatki
Aż nadszedł dzień
słoneczny, bezchmurny
niby taki sam
a jednak rewolucyjny
W geometrycznie wyliczonym środku ogrodu
wyrósł kwiat
Ni to nasturcja
ni to goździk
Czarne to to
Niby kształtem róża, a jednak
Nie mogła zostać jedną z nich
Róże, jak to paniusie
delikatnie, subtelnie
Pokłuły intruzkę na śmierć
Upadła bezwładnie wśród nich
Leżała tam krwawiąc i śniąc
Śniła o akceptacji
Gdzieś ze środka ogrodu rozeszła się
plotka
"ktoś zabił jedną z nas!"
Życie toczyło się dalej,
picie krwi z ziemi sprzyjało różom
Okrócieństwa nie znają ogrodów,
to ogrody znają okrucieństwa.
Komentarze (3)
Bardzo ciekawy wiersz.Pozdrawiam.
smutny i mądry wiersz inny niz pozostale pozdrawiam :)
To pole rozsmarowuje pieśń bardzo miodowego cudu tam
gdzie mściwa mgła kąsać chciała.