Porankiem
niedzielny ranek zbudził mnie lamentem
zaplatał sznury srebrzystych warkoczy
przetarłam oczy jeszcze od snu mętne
ścierając z powiek zaschłe resztki nocy
naciągam kołdrę wtulam się w poduszkę
chcę poczuć dotyk chłonąć szept na
wargach
dłoń po omacku gładzi miejsce puste
wciąż ciepła pościel zachowała zapach
zwlekam się z łóżka ruchem dość
niemrawym
człapię w szlafroku ze snem w butonierce
aromat świeżo zaparzonej kawy
przywraca życie
czy trzeba coś więcej
Komentarze (2)
Z lekkim rozmarzeniem budzącego się poranka z aromatem
kawy. Piękny wiersz. :)
Poranna kawka zmieszana z cieplem wspomnien nocnych
działa kusząco a wypita w miłym towarzystwie jest
prawdziwą poezja chwili.