Powierzchowność wasza ślepa
Powolnym krokiem idzie jakiś człek.
Nikt nie wie jaki ma wiek.
Nie jest stary.
Młodym też już nie jest.
W obdartym ubraniu.
W przetartych butach.
Ma ze sobą tylko jakiś wór.
Niesie coś w nim.
Przechodzi przez miasto.
Każdy go omija.
Myślą, że jakiś trędowaty.
Że jakiś dziwny i unikają go.
Nie chcę się z nim spotkać.
Nie chcą z nim porozmawiać.
Sklep przed nim zamykają.
Ludzie się ukrywają.
Przecież on nic złego nie zrobił.
Czemu inny się go boją?
Ocenili po wyglądzie.
Nie po duszy wglądzie.
A człowiek ten był kiedyś zacny.
Miał majątek i przyjaciół.
Miał zawsze zastawiony dobrze stół.
Teraz zbiedniał i został stracony.
Każdy się odwrócił.
Każdy go z pamięci wyrzucił.
Nie wiedzą, że skończył wyższą szkołę.
Nie wiedzą, że miał kiedyś wszystko i
stracił.
Tak jak każdy może stracić.
I nie ma teraz kto mu za pracę płacić.
Los mu gorzej zapłacił.
Człowiek ma teraz swą niedolę.
I nikt mu nie pomoże.
Ludzie widzą tylko po ubiorze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.