Próba przekazu (proza)
Jesteś obok. Twój szept jest ledwie
słyszalny. Z zimnych ścian spływają
rdzawe strużki. Wilgotnieją gąbczaste
powłoki odpadającego tynku. Pęcznieją
tworzące się nieustannie nowe purchle,
bąble… Tak oto mówi coś do mnie nieżywy od
dawna ojciec. Jego obrzmiałe, sine usta
poruszają się powoli z odgłosem mlaskania…
Lecz nie rozumiem przekazu. Wirtuozeria
słów jest zagłuszana przez szum wzburzonej
gorączką krwi i łomotaniem serca. Nie wiem,
co mówisz, ojcze. Nie słyszę… Twoje słowa
są powtarzalne, niczym podmuchy wiatru.
Niezrozumiałe i ciche, tą cichością
zaświatów. Jakieś niejasne gesty.
Poruszenia. Symbole i znaki… Wszystko to
zlewa się w jedno i tworzy wilgotną plamę
brunatnego zacieku.
*
Jesteś tam jeszcze? Noc rozwiera nade mną
swoje kościste ramiona, szeleszczące płótno
doskonałej czerni. Morzy mnie pulsowanie w
skroniach. Rozsadza potworne ciśnienie
zwiastujące niechybnie śmierć. W żółtawym
świetle wiszącej lampy liżę uwięzione w
cemencie grudki piasku. Wodzę językiem po
rozgałęzieniach pęknięć. Sięgając do samego
spodu, do popieliska absolutnego rozkładu.
Kurz i pył. Przesypujące się przez palce
jakieś skorodowane artefakty dawnego życia.
Ojcze mój, chrzczony studzienną wodą z
dębowej kadzi. Ojcze mój, tyś jest…
Pełzający po ścianie jak pająk. Istoto nie
z tego czasu… Istoto uderzająca rytmicznie
odnóżami o cienką membranę skóry, która
próbuje nawiązać kontakt z ożywioną nie
wiadomo przez co, widzialną materią
wszechświata. Jesteś tam jeszcze?
Przypadasz silnie do moich powiek,
rozplatając silne sieci bez pośrednictwa
rąk. Dlatego nie widzę niczego, poza
rozpełzającym się wokół srebrzystym
blaskiem wschodzącego wolno księżyca.
Jesteś tam jeszcze? Sypią się do wnętrza
mojego słuchu jakieś chropowate szmery i
odległe piski…
Złączam dłonie, jakby w modlitwie. Będąc w
pozycji skulonej. Na kolanach i w
przepoconej koszuli. Wyławiam z tej
otchłannej zawieruchy zmysłów, cokolwiek
wspólnego ze mną… Lecz stwierdzam, że nic
tam nie ma, poza świadomością, jakąś
pojęciową syntezą i niejasnym zarysem
obrazu. Pusto się zrobiło i zimno z powodu
utraconego raju widzenia. Próba
przeniknięcia spełza na niczym. Ginie w
chrzęście opróżnionych butelek po alkoholu.
W lustrze stojącego trema, coś się barłoży
i nuży w brudnych, leżących na podłodze
łachmanach, starych gazetach i resztkach
niestrawionego pokarmu. I od czasu do czasu
podnosi mętny wzrok, kiedy czają się i
następują jakieś bliżej nieokreślone
odgłosy, dźwięki, wołania z tyłu, z przodu,
znikąd… I jakby zatopiony w odmętach,
czeka… Zaczajony i czujny… W tej dolinie, w
tej gęstwinie pożogi zmysłów…
Odejdę. Chyłkiem. Tylnymi drzwiami,
przeciskając się piwnicznymi korytarzami
pełnymi zatęchłej woni. Dawnymi korytarzami
rodnymi, wniknę na powrót w łono matki
otwarte szeroko jak grób. Bez niczyich
podejrzeń i w tajemnicy przed światem, nim
spełni się cokolwiek. Nie zobaczy nikt.
Wszystkie ściany odsuwają się ode mnie.
Drżą, jakby huczały w brzęku szkła i
porcelany. Wśród wiwatów i oklasków. Wśród
gwaru wznoszących toast. Nikt nie zobaczy,
bowiem przesłonią wszystko napastliwe
ściany, pełne chichotów i żartów. Pełne
wewnętrznego echa zapomnianych dni…
*
Otwieram mozolnie pozlepiane, zapiaszczone
powieki. Kto tu jest? Coś się miota i
chwieje w progu uchylonych drzwi.
Niedowidzę za wiele w tych iskrach
przelatujących gwiazd, kłujących
napastliwie i gorąco. Jakieś zjawy błądzą
daremnie w oceanach mroku, mając w oczach
resztki tamtego świata. Zbyt wiele tam ich
się zebrało. Zbyt wiele. Za bardzo wszystko
kołuje, za bardzo chybocze, niby na statku
podczas wielkiego sztormu. Czuję się,
jakbym dostał w głowę. Zatraciłem się wśród
nocy. Wśród drzew szepczących czule do nie
wiadomo, kogo. Wśród korzeni i chwastów
rozpełzłych przy ziemi. Wśród wilgotnych,
zwiędniętych już liści… Gdzie ja jestem?
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-11-11)
https://www.youtube.com/watch?v=175WG9gX2_c
Komentarze (4)
Jak zwykle tutaj bardzo mroczny klimat, jakby się było
w środku jakiegoś horroru, jakby się było w jakim
świecie duchów.
Przeczytałam, z podobaniem, pozdrawiam serdecznie :)
Obrazowo ujęty klimat zatracenia.
Przekaz rozbudza wyobraźnię czytelnika i skłania do
życiowej refleksji.
Pozdrawiam
Marek
Bardzo klimatycznie opisane zatracenie. Przeczytałam z
zainteresowaniem.
Napisałabym: spływają rdzawe strużki.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak sen cięzki, dobry tekst!
Głos mój i szacun jest twój!