PROZĄ
Moja podróż do...
Szłam drogą po cichu. by nie zbudzić
nikogo, w oknach mrok, latarnie
rozświetlały mi drogę. Gwiazdy tak srebrne
i błyszczące dodawały otuchy.Pomału,
leniwie krok za krokiem mijałam znajome mi
ścieżki i drzewa, nie było człowieka
ni,kota czułam gdzieś na dnie serca trochę
strachu a trochę złości, że ja jako jedyna
nie śpię, ale po chwili po minucie
zrozumiałam że to moja chwila wytchnienia,
spokoju moja nirwana...
Tak tydzień rozpoczęłam od pracowitych
nocek, nic więc dziwnego że rano bardzo
wczesną porą nie zachwycał mnie widok tak
dobrze mi znany... opadająca rosa na wodę
nad stawem, kolor nieba zmieniający się z
minuty na minutę i ten cudowny zapach
świeżości...
Wpadłam do domu chwilkę po szóstej i nici
już ze spania, na głowie przecież maluszki
ich buzi radosne i słodkie dodały mi
skrzydeł.
Sen przypomniał o mnie sobie późnym
wieczorem gdy tuż po kolacji niechcący
opadała głowa lecz spać mi nie warto nie
pora, już za godzinkę szykować się muszę by
zdążyć na ostatni pociąg, może tam ukołysze
mnie stukot kół i zregeneruję siły ,by
znowu nocą oddychać moim spokojnym znajomym
powietrzem...
Komentarze (1)
witaj agentka -to rzeczywiście intensywnie żyjesz
zatem dużo sił