Przeklęty tron
Nienawiść wbita w siebie samego.
Niechlubne siebie na lęk skazanie,
na płacz i mdłe spojrzenia na cmentarzu,
na załzawionych oczu mruganie.
Na wycenę wartości moralnej,
z góry już ustalonej kanonem,
która mimo swej natury banalnej,
przeklętym mi staje się tronem.
Strach, jej toważysz w podróży,
który chełpliwie nadzieję mą trawi.
Dobrego końca nic tu nie wróży.
To pewnie diabeł mą duszą się bawi.
A w tym bordowo-ciasnym zamęcie.
Kołują myśli jak na latnisku.
Toczą się wolno w bladym odmęcie.
I czuję jakbym dostawał po pysku.
Spłodziła znów magia złowieszcza
chorobę wieku, co goni jak zwierzę.
Skoro ktoś ma długi u wieszcza,
lepiej niech w samotni swej zmawia
pacierze.
Nie ma lekarstwa w tym świecie człowieczego
sadu
na pragnień spełnienie najprostzrych.
Bo lato odeszło swą drogą wśród gradu.
Do lasu, gdzie mgła pilnuje jej ostrzy.
sam nie rozumien dlaczego to tylko slowa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.