Przemyslenia chorego umysłu...
Wchodzi kulka do domu,
Szuka zlomu,
Powraca do pionu.
Wchodzi kwadrat do chaty,
Szuka taty,
Aniol jest garbaty.
Stoi kreska pod niebem,
Szuka mineralow w glebie,
Shizofrenia? Nie wiem...
I spadam na spadochronie,
Niebo w oczach plonie,
Krew do mozgu sie dobija,
Lapie chmury i je zabijam.
Kopie dlonmi dziure w ziemi,
Palce brudne i pelne czerwieni,
Paznokciami kamienie lamie,
Bol mowi do mnie "kochanie".
Z uporem rabie drzewa,
Czasem zmeczony ziewam,
Oczy zaslonily mi liscie,
Dzis raj, wczoraj zycie jak czysciec.
Mgla jak peleryna spoczywa na ramionach,
Ktos na rekach mi spoczywa,
Sam sobie w dloniach konam,
Bog nie patrzy, odpoczywa.
Urywaja sie krzyki ciszy,
Krok za krokiem schodami chaosu,
Szkielet na potkniecie liczy,
Kropla wpada do strumienia losu.
Pamiec zawodna jak zapalki,
Czasem gasnie sie nie rozpalajac,
Chleb podzielony na kawalki,
Czlowiek milknie do powiedzenia cos
majac...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.