przychodzę
przychodzę
z zamiarem
niemówienia -
obciążonego postanowieniami
o odejściu
bez spojrzenia -
rozprułoby
cienki materiał
sumień kar i win
zaledwie jednym
przelotnym
nie rozmawiajmy
obcością smaku słów
nie patrzmy
w zgniliznę oczu
i tylko szklaną ciszę
niesie echo nocy
gęstym
parującym powietrzem
czy wiesz
roztrzaskaliśmy się
na miliony szarości
w uścisku
pewnego uduszenia
po raz ostatni
pieszcząc
usta
szyję
sznurem pożegnania
Komentarze (3)
Przygnębiająca nieodwracalność kłuje z twojego
wiersza. Może dobrze, bo nadzieja jaka by nie była
urodziwa jest jeszcze brutalniejsza. Dobry wiersz.
podobaja mi sie i to bardzo twoje metafory.
`sznurem pożegnania..`
i nie wiedziałam, że te słowa mogą po czasie
zaboleć...