przygoda Dingo
Jak bywa słonecznie, to czasu nie tracę,
więc się wybrałam do parku, na spacer.
Gdy tylko smycz wyciągnęłam z szufladki,
na pupie już siedział jak surykatki.
niczym antenka, ogonek mu dygał,
i w oczy mi patrzył swoimi oczyma.
Więc pytam go cicho, czy na dwór ma
chęci,
A ten jak nie skoczy! jak nie piśnie z
przejęcia!
i szybko swą szyjkę do smyczy nadstawia,
do miski pysk wkłada, i karmę zajada.
i już, już za chwilę, już łapki mu
płoną,
lecimy!
do parku z oczkiem wodnym i z rzęsą
zieloną.
spuściłam go, niech biega, niech hasa
kluseczka,
tam węszy, tu noskiem coś szuka,
mordeczka.
i nagle - CHLUP - w mych uszach! ze strachu
zamieram!
dingo?! gdzie jest dingo?! gdzie on się
podziewa?!
nagle widzę - jest biedak! jakże
przerażony!
wzrok taki mętny, a on tak skulony,
lecz ten zaraz pyszczek do góry zarywa,
i z ogonkiem jak płetwa do brzegu dopływa.
cały mokry, i brudny, ale i szczęśliwy,
że z całego zamieszania wyszedł chłopak
żywy.
Komentarze (18)
podob mi się:)pozdrawiam
Sympatyczny opis,psy to wspaniali
towarzysze:)
Miłego wieczoru życzę.
Niczym antenka ogonek mu dygał...boskie :)))