Przyjaciel aż po grób...
Me serce jest na krawędzi złego, mój dobry
kolego... więc co czynić mam dobrego, by
nie wpaść w nałóg, nie zrobić nic głupiego.
Nie stracić znajomych, nie skrzywdzić
rodziny, gdy serce ciągnie do zdechłej
ruiny.
Do zdechłej ruiny zwanej zatracenie...
heh... co z tego, jak i tak wyląduję w
piekle?! Tak bardzo chcę mieć przyjaciela
jednego prawdziwego... a nie fałszywych
wielu. Tak bardzo pragnę, by ktoś do mnie
przyszedł, przytulił i powiedział, że me
życie jest jak innych, że nic niezwykłego
się ze mną nie dzieję, że każdy buntuje się
co niedziele, że każdy potrzebuje trochę
miłości i odrobinę nic niewymagającej
zażyłości. Tak bardzo chcę, by ktoś mnie
pokochał, me usta całował i do mego serca
się dostosował. Lecz wiem, że nic z tego
nie będzie, bo mam Ciebie kolego, a inni
zawsze są w błędzie, bo mam Ciebie kolego i
będziesz wierny mi aż po grób, gdyż, mnie
nie znasz i od lat nieżywy jesteś już...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.