Puryc
Pomimo iż upłynęło dobre półtora roku, odkąd napisałam ten utwór w celu odniesienia zwycięstwa w szkolnym konkursie, nadal mam do niego spory szacunek - no i sentyment.
Słownik języka naszego jest lilipuci
można go do małej salaterki wrzucić
pomieszać łyżeczką, taką do herbaty
wilgoć całą zebrać kapką suchej waty;
ostre wprawdzie zęby kolekcjonujemy,
lecz zamysł swój pierwotny bezczelnie
depcemy.
Bo na cóż jest myśleć, umysł wysilać
gdy niewerbalizmem czas można umilać.
A klecenia zdań umiejętność się
rozprasza
w mgiełce powstałej od zraszacza.
Gdyby tak jednak któregoś razu
zagaił człowiek do obrazu
i bez całego machania rękoma
(na co pozwala grzeczność rzekoma)
wyjaśnił, co leży na wątrobie
(zamiast przerzucać się z troskami w
grobie)
język musiałby mieć bogatszy
słów dwa miliardy, albo i trzy;
w jakim by się to garze zmieściło
(i czyje marzenie by się ziściło)?
I jak by wówczas ów język zamieszać,
jakiego warty byłby etwesza?
Ależ ogromne musiałyby być te firlejki
ludzie ustawialiby się po nie w kolejki,
całymi dniami staliby przy garze
mieszając słowa w epickim wywarze;
i żadnych stresów, obowiązków zero
wolności jak od nas do Tesero.
Jest na tak cudny świat recepta
(ma już nawet pierwszego adepta)
i jakże prosto się do niej stosować:
do biblioteki wystarczy wędrować.
I zamiast pracować, strzępić jęzory
na żargon całkiem do przekleństw skory
(i z tendencją do upraszczania
do spuneryzmów i przejęzyczania
i do tańców niegrzecznych z angielszczyzną
do meritum dowlekania się drogą skrzyżną)
czytać, zamiast oglądać wiecznie
wiadomości zdobywać podstępnie i niecnie
słów się wciąż uczyć nowych i
nowszych...
zaraz stałby się człowiek zdrowszy!
A raczej resentyment.
Komentarze (2)
No, przyszła, naklepała, ale-
wiedziała! (Co powiedziała).
Inteligentnie, aż bej zamurowałaś.Jest siła!
ciekawe głęboki i mądre
pozdrawiam