Remisja ?
trzy lata temu gdybyś zapytał dokąd
zmierzam
popukałbym się w miejsce, które było
grzywką
i uśmiechem równie brakującym - ziewnął na
przekór,
że spałem za długo, a posłanie - jak
rozwinięty pergamin, szeleści do dzisiaj
by okazać się tylko kolejną z bzdur na
receptach,
gromadzonych jak w Tsundoku - i ugiętych
łóżek szpitalnych sprężyny
nie utrzymują wszystkich na cito, nie
mówiąc o pacjencie
który turla się z bolącymi żebrami, ciągle
wspominając
komiczne miny - jak w siedmiu chłopa
próbowali
spętać diable o skórze białej jak UHT ze
śladową zawartością tłuszczu
i potem kłamią w żywe oczy, że przymus
konieczny,
a dwie doby - zadają klamrom niemą prośbę
"poluzować ?"
nie trzeba, mówią - brać wszystko pod jedno
skrzydło
szpitalne - to tylko SOR - wszystkich
niedopałków normalności, każdego cichego
NIE
bo łatwiej zrobić obchód, wrzucić drażetki
do kubła i łykaj jak śmieci
z poprzedniej generacji, recyklingowych
neuronietek - kukułczych jaj
strzaskanych na miazgę, łącznie z kroplówką
- pod napięciem, gdzie
powtarza się kryzys - jakby w najmniejszym
z pokoi znów
zebrano wszystkich, krótki apel, mdły
zapach świeżej szprycy wykręca pośladki w
rytm igły
relanium

K4K_AFK

Komentarze (5)
Super wiersz.
Przejmująco o problemach ze zdrowiem i służbą zdrowia.
Miłego dnia:)
I nastał błogi spokój... Wiersz jak retrospekcja.
Świetny.
Pozdrawiam
Swietnie Pan pisze
Realizm białych fartuchów, ludzie bez serc,
mumie w pełnym ruchu.