Requiem dla miłości
Odszedłeś. Nagle, nie pytając nikogo.
Czy ktoś Ci na to pozwolił?
Czy spytałeś o moje zdanie?
Czy upewniłeś się, że każdego dnia
wykrzeszę w sobie tyle siły
by wstać?
We mnie wielka dziura. A jednak boli.
Już wyschło źródło łez.
Przed dziećmi ukrywałam szloch.
Musiałam szukać samotności
by choć na chwilę pobyć jeszcze z Tobą,
wspomnieniami.
Już nie spleciemy swoich dłoni,
nie spojrzę Ci w oczy szukając w nich
potwierdzenia,
nie złapiesz mnie wpół przechodzącej zbyt
blisko,
nie poczuję na ustach Twojego pocałunku.
Nie ma już nic i nie ma już nas.
Nie ma następnego dnia. Została rozpacz.
To moja wierna przyjaciółka.
Kto pozwolił Ci odejść?
Kto podjął taką decyzję?
Muszę się z nim rozmówić.
Pamiętasz? Chcieliśmy odbyć naszą
rozmowę.
Odwołałeś ją... i już nigdy jej nie
odbędziemy.
Chyba, że dołączę do Ciebie. Lecz to
niemożliwe,
Pochodzimy z innych światów.
Jak żyć? Jak znaleźć w sobie siłę, by
podzielić się nią jeszcze z dziećmi?
Jak je utulić, by dodać im otuchy? Przecież
sama jej wymagam.
Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Cisza.
Odszedłeś. Mój wielki, niedostępny Ty.
Komentarze (4)
Smierc przychodzi zwykle znienacka, nie pytając o
zdanie. W sercach bliskich pozostaje smutek, zal i
wielka pustka...pisanie wierszy to jeden ze sposobów
na trudne dni
Pięknie i tak dramatycznie. Pozdrawiam.
Bardzo smutny wiersz.Trudno mi napisać coś więcej,bo w
takiej sytuacji nie ma odpowiednich słów.Ale wiersze
koją ból,+:)
ilez goryczy...bardziej forma i trescia przypomina
list