Rozmowa z 2005...
Stwierdzilam,ze ten wiersz jest dluzszy od 2005 roku,dziele go wiec na dwie polowy(roku)...
Stary,dobry przyjacielu
zrobmy sobie chwilke przyjemna,
usiadz na chwile
i rozlicz sie ze mna,
w dzien ostatni twego trwania,
bo juz jutro
przekroczysz prog przemijania...
Usmiechasz sie?
-Nawet wiem-do czego...
Do tych malych tesknot niemadrych,
ktorym dales sile wytrwania...
Wieczorem wkladales pod poduszke
niespokojne marzenia
i plakales wraz ze mna,
gdy odeszly
nie pokonujac ani jednej
przeszkody-
Ty jeden wiedziales,
jakie tego powody
lecz ich glosno nie nazwales
znajac sile milczenia...
Podsuwales mi czasem
natretne mysli,
ktores snem wysnil,
namawiales wcielic je w czyn,
by za chwile uswiadomic mi
wielkosc czynu,a malosc mysli...
Jakze ja wtedy mala bylam,
jak bolesnie odczuwalam
kruchosc mojego istnienia...
Przestalam myslec
i w nic nie wierzylam...
Wiec szybko dales pozwolenie
na duszy spiewanie-
az po konanie,
do tego dodales okruch
realnej madrosci
krzyczac-nie dosc ci?
To znow nierozsadnie
przeholowywales
w dawaniu zmartwien-
serca nie miales,
a przy tym tak dziwnie
sie usmiechales...
Teraz juz wiem dlaczego,
lecz ty pierwszy wiedziales,
ze wpierw trzeba poznac
smak goryczy i slyszec
jak serce krzyczy
by naprawde poczuc
szczescia smak...
czyz nie tak?
Niejednokrotnie leniwy byles,
balam sie strasznie,
a ty nie oddychales,
nie zyles...
Szarzyzna monotonii
przykryles swa postac,
taki byles przekorny,
tak mialo zostac...
Nie mialam sily
na ranne wstawanie,
na pracowanie,
mowienie,dzialanie...
...Jezeli ktos ma cierpliwosc-zapraszam jutro na dalszy ciag...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.