Różowe okulary
Włożyłem dziś moje nowe, różowe okulary
Te czarne, już mi nie pasują
Lubię patrzeć Słońcu prosto w oczy
Niech wie, że też ją widzę
Jeśli się nie speszy ? będzie moją żoną
Lecz gdy, chmurnie, niebo przesłoni
Długorzęsym spojrzeniem
Nauczę ją żyć
Podaruje różowe okulary
Prawdziwy artysta to nie plastyk
Zakrzywionych tworów dadaizmu
Człowieczego uwznioślenia
Ani przepity malarz, surrealistyczną
wizją
Wciąż, tych samych bogów
I nie poeta Roman-tyczy
Słowotokiem uskrzydlenia
Mordujący piękno
Jak i ? muzyk który porywa miliony
W komercyjnej autostradzie
A gaśnie w karambolu z szarym dniem
Artystą z nazwy, może być każdy
Artystą z serca tylko odważny
Mały buntownik
Wzruszony chwiejną gałązką na wietrze
Tak krucho tętniącą życiem Słońca
Wciąż jesteśmy. w bycie tym zniewoleni
Uzależnieni od... , narkomani
rzeczywistości
Brakuje tchnienia prawdy oddechu
wolności
Chcemy bić ZOMO? krzyczy
Ciało i ulotne potrzeby
Chce rodzić się na nowo
Krzyczy sumienie
Oto zdejmuje maskę zbutwienia
Odkrywam moje różowe okulary
Wybiegam na ulicę obdarty, w łachmanach
Już nie cuchnący obłudą, wspomnieniem
Na ulicy bratać się z żebrakami, pijakami
-
Kwiatami losu, szybując między orłami,
sępami
Noc spędzam nad konsternacją,
przykościelnego krawężnika
Performers dla chwili
Potem elukubracja dla pokoleń
Niech historia oceni
Niezrozumiane uczucia
Ja-będę sobą...skreśl!
Ja-jestem sobą...
dla Słońca
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.