Sahara
Na pustynnej łące
wykiełkowałem
wśród niezliczonej ilości ziaren piasku,
z dala od malowanych zielenią
krajobrazów.
Mój krajobraz
przesadnie wypełniał mnie swą
monotonicznością.
Każdego dnia marzyłem
choć o jednej kropli wody,
pragnąłem zakwitnąć ...
I pojawiła się ogrodniczka
tej przesiąkniętej pustynnością sahary.
Z nadzieją wyczekiwałem
zaopiekowania się mną.
Ona patrzyła na mnie
swym ogrodniczym wzrokiem,
zachwycała się jedynym,
więdnącym na pustyni kwiatem.
Czekałem choć na jeden jej gest,
jedną kroplę wody,
lecz ona pozwoliła mi zwiędnąć.
Wodę którą nosiła ze sobą,
zatrzymała dla siebie.
W bezwietrzny, upalny dzień zwiędnąłem
...
i zaczął padać deszcz.
Komentarze (4)
nie byłeś jej kwiatkiem,a ona nie była twoją
ogrodniczką,ludzie się mijają ale czasami do siebie
powracają
to mój klimat, pięknie i lirycznie się płynie przez
wiersz, pozdrawiam serdecznie ;)
może była chmurką z której deszcz i teraz zniknęła
Wiara i nadzieja uczucie wyleczy Piękny wiersz +
Wiedziała chyba, że kropla od niej niewiele znaczy, a
deszcz...możesz pić dłużej...Pozdrawiam