Scenka semantyczna-balkonowa...
-Pani!
Męski głos rozlega się po okolicy.
-Nucego!
-Janek JJiiee!
-JJiiee-Odpowiada kobieta
-A co robi? - Męski głos.
-Dyć mówi ze JJiiee.
(Luźne tłumaczenie z polskiego na nasze)
Przychodzi do Janka kolega. Pani! Krzyczy.
Janek mieszka na pierwszym piętrze. Matka
Janka wychodzi na balkon i subtelnie
zapytuje: SŁUCHAM? Posiada przy sobie gen
dysleksji, jak też inne dolegliwości. Jako
nie najświetniejsza mówczyni, kwiecistej
górnolotnej wymowy, wyszarpała jednak to
słowo.
-Janek jest? Chce się dowiedzieć kolega.
-Przecież mówię, że je - Odpowiada kobieta,
matka Janka.
W niektórych starorzeczach, wśród sitowia i
tataraków istnieje dwuznaczna odmiana słowa
`JJiiee`
Jako konsumować = jeść, spożywać.
Jak też, Jest = Potwierdzające obecność.
Znacie to słynne `Jes! Jes!`
Janek właśnie jadł. Skąd mam wiedzieć co
jadł. Nikomu w gary ni zaglądam. Może rosół
z kurczaka, napakowanego witaminami i
chemią. Słychać było, że mlaskał i siorbał.
Ptaki z okolicy się wyniosły i tak fruwały
niedbale, mniej wyniośle. Tu by nawet
słynna rozczochrana z TY, z ustaleniem
smaku poległa.
Słychać tylko w oddali krakanie złowieszcze
i pohukiwanie sowy.
Kolega Janka czeka zdezorientowany.
Ubrany jest w podniszczone spodnie i buty.
Na głowę ma zaciągnięty kaptur od bluzy
dresowej. Naturalna powściągliwość, często
spotykana u mężczyzn. Żuje gumę i rozmyśla
o przyszłości, przynajmniej tak mu się
wydaje.
Lubi towarzystwo niekoniecznie z
dziewczętami. Stroni jako facet, od ich
smutków, migren, bezsenności. Chce po
prostu pogadać z kolegą o martwych
wydarzeniach. Nie można zaniedbywać
teraźniejszości.
Jest też człowiekiem masywnym. Lubi wrzucać
kostki cukru do herbaty i patrzeć jak nikną
w mętnym płynie. W jego postawie jest coś
zdecydowanego. Nie lubi olbrzymich ilości
słów. Strzeże swojego męskiego stylu.
Czasem myśli, że Janek chce przesiedzieć
życie. - tak po prostu. Jego gadulstwo,
trudne do zdefiniowania, wkurza go nie raz,
kiedy mówi: "Artysta! To jest ten facet,
który potrafi przekazać swój świat innym"
Kolega Janka chce go zwyczajnie wyciągnąć
na piwo i tyle.
W myśleniu ogólnym lepiej jest rozważać
indywidualne cechy, niż polegać na metodach
sprzecznych z przyciąganiem ziemskim.
W ten sposób kolega Janka próbuje stopniowo
budować świat. Rozdziela rzeczy niepodobne
do siebie. Łączy to, co wspólne. Wiele
spraw tworzy się z przypadków, wszystko
jest możliwe i ma swoją cenę. Taki
poszukiwacz przygód duszy. Zerknął na
zegarek i dostrzegł niezbyt zachwycającą
chwilę triumfu, że Janek ukaże się we
framudze drzwi.
Janek przeżywa trudne chwile. On jako
kolega doskonale to rozumie. Bowiem rodzice
Janka rozwodzą się. Jest to chwila
nieromantyczna, ani w stylu Art-deko. Gdy
gotuje się mleko, nie odwracaj wzroku, bądź
czujny.
W powietrzu unosi się pytanie. Kim jest
kobieta na balkonie.
Wydaje się przygaszona i mętna:
Matka Janka jest kierowniczką działu
artystycznego. Zdradza ojca Janka z pewnym
poetą, z duszą pokrewną. Prowadzi
romantyczną korespondencję z kochankiem,
jak też spotykają się potajemnie pod
umówionym Jaworem.
Nikt nie próbuje wobec nich górnolotnej
przemowy, sercowych porad. Ot! Sytuacja
zastygła jak zaczarowany pejzaż, martwa
natura. Wylany betonem kanion. Bezbrzeżna
pustka, kto wypełni ją treścią?
Matka Janka często wydziera się na całą
okolicę. Nawet dziki nie podchodzą do
obejścia. Wszystko zastyga w bezruchu
- Jeśli nie zjesz obiadu, to do żadnego
kolegi nie wyjdziesz!!!
Potrafi tak w niebywałej tonacji, mimo, że
ma na sobie żółtą sukienkę. Zakłada ją, gdy
chce być słońcem. Jej słowa snują się po
płaskim błękicie jak krótki recital jednego
aktora.
Ojciec Janka jest wysokim brunetem o
przepastnych oczach. Kiedy oplecie
człowieka spojrzeniem, to jakby cielaki
lizały po plecach. Kiedy sytuacja domowa
nabiera kształtu menisków. On pakuje plecak
i wyjeżdża na wybrzeże. W czasie gdy kwitną
akacje, albo chryzantemy złociste. To nie
ma znaczenia. Po prostu ma dość
trajkotania. Wyzwala się w nim odrobina
koniecznej samotności, jako wymiar etycznej
rozpaczy.
Morze jest całe w wodzie. Tylko dla niego.
Cisza grzmi w uszach. Musi przełykać ślinę,
jak przy zmianie ciśnienia. Chwilowy
paraliż mięśni. Nie może uwierzyć, że cała
przestrzeń jest jego. A roztrwonione lata
życia z tą kobietą, to może być tylko
abstrakcją. W zasięgu wzroku nie ma nikogo.
Tylko świetliste plamy na zbitym piasku i
jego odbite stopy.
Błękitna otchłań nieba bierze początek z
horyzontu zdarzeń. Ultramaryna i turkus
moczą stopy białym obłokom i powstaje
wspaniała akwarela. Płynie do niego. Lekka
bryza ze spienioną falą zmywa ślady stóp.
On chce wymazać z pamięci zły fragment
życia. Gdzieś daleko w głębi lądu zostawił
miazmatyczne powietrze i to wszystko.
Jeszcze tylko uwolnić Janka od złej
kobiety. Ona uczy go anty-poezji. Idzie
przed siebie nowym szlakiem. Za nim, nie ma
nic. Przed nim Wolność i Słońce. Pragnie
jak najprędzej przeżyć do rozprawy
rozwodowej.
Janek w swoim w pokoju ma pełno
błyskotliwych eksperymentów. Zestawień słów
i obrazów. Mnóstwo szuflad i wiszących
aktów kobiecych na ścianach. Aforyzmów
stworzonych przez siebie, jak też
czyichś.
Wówczas wyjmuje czarny skoroszyt i otwiera
na białej stronie. Czeka. Na świecie jest
pełno niewinnych twórców o wszelakich
zdolnościach. Snują swoje refleksje o
sztuce, życiu i czymże tam jeszcze.
Przypatruje się drucianej pułapce na myszy.
Gdy go odwiedzi, on ją uratuje. Towarzyszkę
zmartwień. Na ogół wszyscy mamy złote
serca. Tylko za bardzo jesteśmy zajęci
własnymi sprawami, aby o tym pamiętać. To
myszy dały życie górom, czy odwrotnie. Ca
za różnica.
Śni o fali kolorów, orgii jasnych
projektów.
Tajemnicze życie owego pokoju, skrywa
obfitość wizerunków, wyłania sekrety,
szeptane jak do konfesjonału, przynoszące
ulgę.
Zdejmuje niezwykle obcisłe skarpety i
gąszcz nieproszonych spraw, wiąże z wizją
sielankowego azylu. W środku czarnego
cienia rodzi się jego maleńki świat. Z
płomyków wyobrażeń wyłania się niezdarnie
migotliwe światełko ognia, co było kiedyś
strachem. Janek postanowił stawić czoła
światu i stworzyć coś unikalnego, wyjść z
łona nicości.
Tymczasem kolega Janka, zniecierpliwiony
czekaniem, zapalił papierosa. - Syknął
przez zęby. Idioci! Obrócił się na pięcie i
odszedł.

falkon



Komentarze (2)
Ależ sobie poczytałam, powiem Ci szczerze, że fajnie
to napisałeś. Ani chwili nudy, aż się zdziwiłam, że
tyle można czekając na kolegę...czekam na kolejne
fajne kawałki i zapraszam do siebie :)
fajny kawałek prozy- każdy ma tu swój mały, własny
świat. Powiązani są tylko relacjami rodzinno-
koleżeńskimi.