Sękacz
Głębokie bruzdy, nie, to nie pole, rosną to jakieś drzewka, topole. Wszystkie malutkie, małe lub średnie, na środku jedno jest jedno pewne. Sadzonek drzewek nie rozpoznaje, chociaż świerk, sosnę to już poznaję. W środkowej części na skibie większej, stoi coś piękne, no, najpiękniejsze. Wielkie sękate, wystawia rogi, z boku rozłogi, ręce, czy nogi? Poroże wielkie i niebywałe, rozgałęzione, z dołu omszałe. Mech, i krzewinki nań się wspinają, a on do góry wznosi jak anioł. Skrzydła rozpostarł, jedno zranione, dumnie wystaje, z ziemi wzruszonej. Ogromny, wielki, widać w nim lata, czy on chciał latać? Wszystkie odcienie, brąz, ugier, czerń, szarości wiele, - pasożyt - zieleń. Ona od ziemi pętać zaczyna, piękno korzenia dębu spowija. Wbija swe igły jak kaktus ostry, nie chce wziąć świerka, osiki, sosny. Sękacz się broni swymi mackami, odgania życie swymi rękami. Sęki, na sękach nowe wyrosły! Niektóre z odnóg noszą znamiona, przepaski z brązów, w czerwieni tonach. Stoję, podziwiam, i nie odchodzę, dobrze, że mieszka tutaj, a nie przy drodze. Ostoję swoją ma, przy rezerwacie, sękacz - jak cisy, po jednej dacie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.