Sen
...na Podstawie prawdziwego snu....oby sie nigdy nie urzeczywistnil ...
W moich snach od kilku dni
jeden obraz mi się śni
Stojąc na szczycie góry
z rękoma uniesionymi w niebiosa
wymawiam pewne imię kobiety
chcąc ją przywołać
Rozglądając się wokoło
czekam aż się pokarze
ubrana w suknię śnieżnobiałą
Nagle cichy wiatr nabiera siły
księżyca blask zakrywają ciemne chmury
cały świat ogarnia mrok
czuję na plecach jej zimny oddech
odwracając głowę widzę na twarzy strach
a w oczach błagalne łzy płoną
usta proszą mnie o pomoc
Całe te ciało ogarnia cierpienie
ja stojąc nie wiem co się dzieje
Gdy nagle osuwa się na ziemię
wogóle nie reaguję
nie poznaję siebie
odchodzę zostawiajac ją w bólu
samą w ciemnościach
widząc jak dłoń do mnie wyciąga
oddalam się
a serce otaczają grube ciernie
i czując swoje łzy
mówię tylko
- Wybacz , tym razem nie pomogę ci
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.