Sen
Herumina przyjechała po mnie swym złotym
rydwanem z czwórką dostojnych,arabskich
koni.
Nie chciałam wsiadać do wehikułu nie
z tego świata
lecz jej piękny blask kazał to zrobić.
Ona nie potrafi pogrążyć się w smutku w
samotni, a ja nie potrafię płakać
z kimś kto ma złe oczy.
Zamknęła mnie w królestwie atłasów barwnych
i marmurowych łaźni.
Zmoczyła me długie, czarne włosy
w soku z awokado, a ciało zanurzyła
w mleku kozim.
Potem całowała delikatnie kostki
u mych stóp, tak jakbym była
Chrystusem…
istotą bez skazy.
Oblekła me drobne ciało w szatę ciężką,
purpurową,
na szyje włożyła perły, a na dłoń wcisnęła
pierścień z masą perłową.
Na bal ladacznic myślała, że mnie
zaciągnie,
Ja się schowałam za zdobieniem poduch, w
haremu kącie.
Ze zroszonym od potu czołem
i wilgotną piersią o czwartej rano
przemknęłam na balkon kwieciem
przyozdobiony.
Jaśmin cicho mi szepnął, że to nie był
sen…
Równoległe światy istnieją…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.