Sen nocy jesiennej
Słodki sen przynosi zadowolenie, Słodki sen przynosi rozkoszne uniesienie, Słodki sen przynosi uszczęśliwienie, Słodki sen przynosi wyzwolenie....
Przyszłaś dziś do mnie, jak przychodziłaś
dawniej,
Tak uśmiechnięta, bez troski żadnej,
Nie mogłem uwierzyć, chciałem w to
wierzyć,
W to szczęście niepojęte, co nie da się
zmierzyć.
Znów chciałem być Twoim,
I byś znów była moją.
Dziś raz ostatni usiadłaś koło mnie,
Pożegnanie zbyt późne, igraszka
wspomnień.
Ostatni raz do mnie mówiłaś, do mnie się
śmiałaś,
Mnie otuliłaś, mnie pocieszałaś,
Przy mnie dłużej niż zwykle dzisiaj
zostałaś,
Po raz ostatni mnie znów kochałaś.
Nie mogłem zatrzymać Twego uśmiechu,
dotyku, płaczu,
Wiedziałem, że znikniesz, nie stłamsiłem
cichego strachu,
Ta radość, to szczęście wraz z Twoim
pojawieniem,
Musiało skończyć się męką, większym niż
szczęście cierpieniem,
Bo oto jak kiedyś odchodzisz, zostawiasz
pocałunek i serca tortury,
Sam zostaje w lodowcu grobowym otoczony
przez grobowe mury.
Choć tylu ludzi dookoła, ja bez Ciebie sam
na świecie,
Tak zimno, obco, złowrogo, o okrutny losu
odwecie!
Com ci ja winien? Ino śmiertelnie kochałem
przecie.
Kochałem najmocniej, najcieplej, za
wszystko, kochałem jak dziecię.
Teraz zamknięty w lochu własnej niemocy i
samotności,
Skamlę, jęczę, zawodzę, gdy nikt nie widzi
upadku mojej godności.
Otoczony murem w wiecznym mrozie i
chłodzie,
Stoję jak żebrak w przeklętym smutku
ogrodzie.
Obok Wertera zmagam się z lodowatymi
wichrami,
W opuszczeniu i cierpieniu minuty stają się
wiekami.
W tej mroźnej ciszy, w piersi, pod szatą
żebraczą,
Serca rozdarte, niechciane, skrwawione w
tej ciszy płaczą.
Z każdym serca uderzeniem, jedna łza, jeden
jęk,
Z każdą łzą, jeden spazm, bólu cierń,
skowyt męk.
Łza wypływa z serca rzewna i gorąca,
Wtem od wichru zamarza, zastyga mrożąca.
Każdą łzę liczę, każdy cierpienia
sopelek,
Aż me serce całe skute lodowymi łzami,
Zamarznie, jak płomień świecy zgaśnie, do
cna się wypali,
Pozostanie pustka, mrok i być może…
ukojenie.
Dziś znów przyszłaś do mnie,
Było tak pięknie, tak rozkosznie
cudownie,
Znów tak wierzyłem, czując się jak
szczęścia bożek,
I nagle w tej chwili uroku rozbrzmiał
okrutny dzwonek.
Otworzyłem oczy… Samotność, chłód,
ciemność nieodgadniona.
Nie odchodź maro przeklęta, maro
upragniona!
Z całych sił uczepiłem się snu
opuszczającego zmysły,
Palce złapały pustkę, mgłę Twego obrazu
przeszyły,
Tylko Twój widok w pamięci pozostał, moja
alegoria szczęścia,
W mej pamięci wiecznie uśmiechnięta, w mej
pamięci wiecznie piękna.
We śnie się radowałem, we śnie się
śmiałem,
Na jawie tylko gorzko zapłakałem.
I po tak długim czasie tak gorące
wspomnienie,
Roznieciło na nowo ogień straty, ogień
katuszy,
Me serce na wpół już zmarznięte, na wpół
już bez duszy,
Wydało milion łez w jednej chwili
implozji,
W jednej chwili całe rozgorzało, w jednej
chwili całe skamieniało.
Całe skute lodem ostatni raz zadrżało,
Żałując, że kiedyś, głupie, pokochało.
...Słodki sen przynosi ból i cierpienie, gdy się okazuje, że był tylko snem…

Patrycjusz_Last Patriot


Komentarze (1)
jestem pod ogromnym wrażeniem!! niesamowicie opisałeś
swoje uczucia, bardzo mi się podoba!... lubię takie
wywody czytać, bo są bardzo dokłądne czasami! Twój
wiersz jest dokłądny, szczegółowy i niezwykle barwny
literacko... super:)