siedemdziesiąty drugi
i tyle nas się urodziło znów.
i nagle jest nas jeszcze więcej.
na imię nam Jak Chcesz...
i biegniemy na oślep.
i rozprsykujemy wodę po idealnie
identycznych rzekach.
i do krwi gryziemy mosty.
i siedzimy wszystkie w równiuteńkich
rzędach nad krawędzią ziemi.
siedzimy tak.
patrzymy to w górę, to w dół...
a nad nami niebo pełne i gwiazd. i jeszcze
księżyców i słońć s p a d a j ą c y c h.
i oczu już nie mamy wszystkie
takcholernieżeoch niebieskich...
tylko jak niebo na sekundę przed burzą.
i szare. szaruteńkie.
i obrzydliwie mdło błękitne.
i jeszczeniewypłakane tak ciężko
granatowe...
plecami jesteśmy do całego świata.
i w cały ten świat nóżkami obutymi w
zabłocone glany, co nie pasują do
niedorzecznie zielonych sukienek...
[do całego - ale - to - całego świata!]
tylko chude. blade rączki w kierunku tego,
co nam robi za cały świat...
[cały. caluteńki.]
[...i jeszcze kawałek.]
Komentarze (1)
NA TAK... swietnie..prawdziwie....