Skowyt złego snu
Poruszam się w cieniach
szepczę między liśćmi
sieję niepokój
Zbieram obawy jak plon
co w szczękaniu zębów
uwiły gniazda strachu
przed nadchodzącym złem
To tylko ja,
ten „on” co woła wilki
i głód zsyła na dusze,
by człek się we własnej skórze
dusił i gotował żywcem
Powieka opada
i budzi się chaos myśli
a myśl chaosu zaklęta, jak
danina złożona na dłonie koszmaru
co trwa namiastkę,
a zbiera tylko krztynę,
tego co nie zaleczy się nigdy,
tego co pali i zgnilizną toczy
ucieka przez oczy
i straszy dalej
W gardle nigdy
nie zabrzmi me imię,
bo nie ma takiego dźwięku
co by mógł przeszyć
warkotu pierwszym drżeniem
co tylko początkiem ostrego oddechu...
Jak pierwsza kreska portretu
szaleństwa na własne podobieństwo
Komentarze (6)
O rany
Naprawde mroczno
Pozdrawiam
:)
wiersze, literówka
Tak sobie myślę, że chyba te wiersz wiele mówią o
piszącym...
To nie szyderstwo: awatar - jakby żywcem wzięty z
obozowego psychiatrka - letnią porą.
PZDR.:)
Przeczytałam z zaciekawieniem.
Gdy mi się śni coś niefajnego to najzwyczajniej kończę
ten sen i już.
Pozdrawiam :)
ojoj, tu chyba psycholog potrzebny.