Skrajnosci
Z zaswiatow wracaja wolnym lotem
I skrzydla swe traca w luznej poscieli.
Nie zastapi im jedwab przestrzeni snow.
Lecz zanim w lustrze zmienia twarz
I wyjda na scene, by grac w swietle
ramp,
Patrza gleboko w kolor nadziei,
Az w swoich oczach spotkaja ten wzrok.
Lecz znow obled maci zrenice na dnie.
Czyz odejsc wciaz dalej i dalej musza?
Przeciez dopiero zasmakowaly sie
w zyciowym koktailu o barwie kawy.
autor
NATTCA
Dodano: 2006-09-06 12:41:16
Ten wiersz przeczytano 568 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.