Śliski wypadek – jak to zimą
Otulony wiatrem w swoim własnym cieniu
na dalekim planie
Piszę strofy, piszę w milczeniu
uwielbiam poezji pisanie
Wiatr niecnota nieprzerwanie spogląda
cokolwiek napiszę
Sprzed nosa zabiera i po katach chowa
mnie zostawiając w głuchą ciszę
Wszystkie szuflady, zakamarki dobrze
znają
tam pochowane wszystkie moje wiersze
Wieczorem gdy zasypiam o nich śpiewają
By noce i dnie stały się zdrowsze lepsze
Wystarczy na moment spojrzeć w swoje
oczy
wsłuchując się swoje wewnętrzne wołanie
Zapomnieć o tym co nas akurat boli i
nieprzerwanie męczy
a wszystko ucichnie i dręczyć przestanie
Nawet moja poezja mnie nie pomogła
Złapała mnie ona w pełni żądza
Opuściłem dziś szpital jednak dalej chorobą
obolały
Przed lustrem ktoś na twarzy blady, ale
jeszcze cały
Opuściłem mury szpitala i poczułem się
zdrowszy
Piękną szramą czoła ozdobiony
Autor: slonzok knipser
Bolesław Zaja
Komentarze (6)
Dobrze, żę już po wszystkim.
Bolesławie z czasem rany się zabliźnią
nie tylko te na ciele ale i...
Co tam czoło – zarośnie
patrz by żyło się wesoło,
dalej maluj wiersze słowem
niech potomnym coś zostanie...
wiersz codziennie na śniadanie
Pozdrawiam serdecznie
Nieprzyjemna przygoda zimowa, a szrama będzie
przypominać ową przygodę!
Pozdrawiam:)
szrama się zabliźni najwazniejsze że humor ci dopisuje
i wierszami nas raczysz
pozdrawiam:-)
Bogu dziękować że się dobrze skończyło :)Pozdrawiam :)