Słodkie żale
to nie jest baśń okrutna
nie jest i zapowiedź
tego co się rozleje cieniem
między jest i będzie
rytuał odnawiany
w klepanych formułkach
echem płaskim się niesie
wyżej wznieście cieśle
strop i niech zagra pod belką powietrze
aktor stajnię opuścił
w trzy miesiące dojrzał
w trzydzieści i trzy lata
zgorzkniał, octem nasiąkł
wie jak zamienić wodę
i krew w cienkie wino
omne trinum perfectum
i wciąż niesie ciężar
tego co nie jest jego
lecz dostał na drogę
krzyżyk od nas i słowa
więc niech idzie z bogiem
werble grają na finał tego
przedstawienia
(kaszel, szept i szuranie świetnie je
udają)
nie ma w tym zaskoczenia, ani krztyny
magii
żadnych białych gołębic nie będzie z
rękawa
krzyż jest zasłonięty
aktor już się wspina
nadchodzi czas na kommos
rozdarta kurtyna
tych z pierwszych-lepszych ławek nie uciszy
nawet
krew co poleci na nich z podmuchem
powietrza
słodki pył ze strzępkami anielskiego
pierza
strofer już intonuje krzepko gorzkie żale
exodos da gawiedzi do odejścia sygnał
hurma rusza do domów (i ślepy by trafił)
a nam do tańca Kasiu zagrają serafy
o szarych smutnych twarzach i żelaznych
skrzydłach
Komentarze (1)
Interesujacy wiersz, ale watpie, zeby zrobil tutaj
kariere.