ŚLUBUJĘ…
Podchodzę do witryny
widzę w niej
odbicie
szczęsliwa
młoda para
On
wniebowzięty
ona
pod woalą
obojętność
ukryć się stara
Dwie
różne metody
ukrywania
niechcianego uczucia
Bezsprzecznie
oznaki
wyrafinowania
totalnego zepsucia
Tylko po co
ta farsa?
Ten cały
towarzyszący
kabaret
Z wierzchu
Wersal
a wewnątrz
Sorbony szalet
Słowa przysięgi:
nie pozowolę
byś był
szczęśliwy
nie ma mowy
Nie kocham Cię
lecz
nie oddam
nikomu
stan błogosławiony
Komentarze (6)
wstrząsający, zwłaszcza końcówka, druzgocząca
stan błogosławiony...ot i cały ten ambaras :)))))
Ona jest jak pies ogrodnika,sama nie kocha ale nie da
by inna pokochala.Czy zdaje sobie sprawe,ze i sobie
robi krzywde.....
Trudno sie wyplatac ze zwiazku bez milosci.
Po co im to!Swietny wiersz.+++
W życiu i tak bywa! Pozdrawiam!
Ciekawy wiersz i jakby głębiej spojrzeć dużo w tym
realistycznej prawdy...pozdrawiam