Śmierć poety
Martwym oddechem szczęście daje
Ludziom z sumieniem brudnym
Odchodzi na zawsze
Dla spokoju ich duszy
Wyrzuty tłumi
Poeta co życia już nie chciał
Samotnie spoczywa objęciach sosny
Pożegnał swe troski
Idąc w objęcia
Ostatniej swej kochanki
Ona jedyna go przyjmie na zawsze
Zrozumie ból rany drążący
Lekarstwem na miłość zostanie
Uleczy tęsknoty
Serce krwawiące uciszy
W spokój zimny twarz ubierze
Śmiertelna kochanka
Tej jednej chwili
Samotnie odchodzi poeta strudzony
Tak wielu dając ulgę
Wspomnieniem powróci
W chwili słabości
Dlaczego, padnie pytanie
Bo kochać tak pragnął
Bo kochać nie umiał
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.