SMUTECZEK...
SMUTECZEK...
Spotkałam kiedyś smutek na ulicy.
Spytałam
-Gdzie mieszkasz?
-W tej starej kamienicy.
Opuszkami palców dotknęłam policzka,
...był zimny.
Dotknęłam dłoni
...były rozedrgane.
Był skulony i smutny.
I z załzawionymi oczami.
Wzięłam ten smutek ze sobą do domu...
Nakarmiłam... przytuliłam...
Nic nie mówiłam nikomu.
Nikt go nie szukał...
Nikt o nim nic nie wiedział.
A on tak cichutko przez tydzień u mnie
siedział.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.