W sobie i na przekór
szczególnie dla tych, którzy sprawiają, że tracimy zaufanie do całego świata...
Codziennie idę do nieba,
Kulawe szczęście obejmuję płacząc.
Mając przed sobą skrawki samej siebie,
Idę, bo myślę...
Myślę, czy coś znaczą.
I codziennie widzę okno moich marzeń.
Drogę ucieczki z ciemną, wielką smugą.
Zasłania wszystkie wspomnienia żółtych
zdarzeń.
Jest większa z każdą ulewą uczuć długą.
Widzę przez palce mojego życiorysu:
Snujesz się pod drzwiami, jak myśli w mojej
głowie.
Kolejna linia nieznanego rysopisu
Obcego,
Który spędza sen z miedzianych powiek.
Biegnę z góry na dół po schodach
przeznaczenia.
Zdradzają Cię kroki po tamtej stronie
domu.
Czy to codzienność niebo w piekło
zmienia?
Chcemy to wykrzyczeć...!
...Lecz nie mamy komu...
a co może przynieść nowy dzień...?
Komentarze (1)
Niezły,najbardziej podoba mi się pierwsza połowa
wiersza ... Moze tylko dlatego,ze jest mi bardziej
osobista?