Sonet
czasem jej nie nawidze, a czasem jest mi jej brak...
co wieczór zamyka swe oczy
udając że jutra nie ma
wierzy dzisiaj trwać bedzie wieki
opuszcza zmęczone powieki
wymyśla historie szalone
panować będzie nad światem
od kaprysu zależeć ludzkość bedzie
czy przetrwa choć rok jeszcze
z dystansem do innych
zimnym usmiechem na ustach
rozsiewa zuchwale swój urok
jutro odejdzie być królową balu
troche w inne miejsce troche inaczej
a tu powróci jak każdego roku zimą
Komentarze (3)
...taka już jest ludzka natura że raz kochamy
a innym razem,nienawidzimy...
Od jej kaprysu w sposób oczywisty zależy dalszy
rysunek genealogiczny.
Pięknie napisane...Jestem pod wrażeniem lekkości
Twojego pióra. Gratuluję i pozdrawiam.