Starość
Dla mojej mamy
Jutro babci urodziny
Lecz nie widać tu rodziny
Siedemdziesiąt siedem lat za sobą
Bardzo zchorowaną jest osobą
Od lat parkinson jej doskwiera
Urok wieku babci jej zabiera
Pokurczona cała w sobie
Po maleńku żyje sobie
W pół przgięta
Losem wnuków jest przejęta
Czasem straszna ta choroba
Przytomność umysłu jej chowa
Wtedy chodzi wciąż po kuchni
Głos jej przeżyć w uszach dudni
Karmi wszystkie dzieci swoje
Trzech umarło , żyje troje
Czemu los musi być tak okrutny
Czyż by Bóg był bałamutny?
Przecież żyła tak pobożnie
Nie mogła się zestarzeć pogodnie?
Panie Boże spojżyj przecie
Jaka starość jest na świecie
Czy to życie? czyściec jaki?
Czemu stwożyłeś koniec byle jaki?
Całe życie wierzę w Ciebie
Czy tam dobrze Tobie w niebie?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.