Strachy
Gdy nocy aksamit się leje na dachy
I tylko latarnie migocą wytrwale
Gdzieś z cieni wychodzą strachy
Na swoje mroczne, ponure bale
Z żalów i trosk wdziewają szaty,
Zdobią się łzami, wykwintną rozpaczą
Jasne twe sny pchają za kraty
Ponuro kraczą, syczą, kraczą
Śpij, dziecię człowiecze, mocno śpij
Nie waż się budzić przeszyte dreszczem
Bezdenne morze z purpury śnij,
Wicher i ogień i krzyk jeszcze
Strachy wciąż tańczą do upadłego
Wyszaleć się chcą, nacieszyć nocą
Psikus podsuną, coś tak niemiłego
A potem wciąż chichocą, chichocą…
Po nocnych harcach na skraju szaleństwa
Zmęczone usiądą na chwilę gdzieś w kącie
Zmaleją cienie z olbrzymów w maleństwa
Aż się rozpłyną w światła sądzie
Oczy otwórz, odrzuć strach i myśli złe
za zimną szybą usłysz trzepot motyla
„Tak, to wszystko było tylko we
śnie
Tak naprawdę to ja tylko
śniłam…”
Komentarze (3)
DorotekK dzięki za porady :) konstruktywna krytyka
przede wszystkim :)
takie strachy na lachy też przeszkadzały spać w
dziecinnych latach...nocą wyobraźnia pracuje :)
mroczna baśń o strachach, ale podoba mi się :-) (w
kilku miejscach rytm się zachwiewa, może napisać te
wersy tak: "Ponuro szepczą, syczą i kraczą", "A potem
chichocą, ciągle chichocą", "Aż się rozpłyną w światła
sądzie") pozdrawiam serdecznie :-)