Świt...
Świt za oknem budzi mnie słońcem,
nogi ciężkie, trudno unieść ręce,
poranne śniadanie, namiastka kawy,
takie zwyczajne, niedzielne śniadanie.
Komputer włączony, krzyczy dysku
zgrzytem,
ekran pełen wiedzy, niechlujności
wyrzutem,
w ekran puka wirtualny przyjaciel,
za oknem świat, przeraza żelaznymi
chmurami.
Dzień zwykły, jak po sześćdziesiątce,
dzieci już daleko, żyją życiem własnym,
ja sam na sam z żoną, ciągle tą samą i
młodą,
za oknem chmura, lunęła rzęsistym
deszczem.
Otwieram notatnik i napisać chcę wiersz,
nic mądrego nie rodzi się w ociężałej
głowie,
przyjaciele zajęci swymi problemami,
skończyła się deszczu ulewa na dworze.
Leszek K.
Komentarze (4)
Dzięki wszystkim za miłe słowo...
Zaciekawiły mnie Twoje wiersze, ten taki zwyczajny,
lecz ma swój urok i ciekawą formę. czekam na następne
wiersze. Witaj na beju, pozdrawiam :)
to masz szansę zaprosić żonę na spacer, ciepło piszesz
o życiu po sześćdziesiątce, aż chce się powiedzieć
pozdrawiam :)
migawka z życia, niekoniecznie 60ciolatka... podoba mi
się (a u żony pewnie masz sporego plusa ;-)